Daniele De Rossi

Czy Daniele De Rossi to zbawca Romy?

Po niedawnym zwolnieniu José Mourinho Roma zaczęła grać jak z nut, a architektem tego sukcesu bez wątpienia jest niekwestionowana legenda tego klubu – Daniele De Rossi, który najpierw przybył jako zupełny outsider, a następnie zszokował praktycznie wszystkich. Giallorossi pod jego wodzą przypominają niemal doskonały organizm. Ale czy na pewno jest tak idealnie? Czy Roma pod wodzą Włocha nie posiada żadnych słabych punktów?

Kto nie ryzykuje nie pije szampana 

W styczniu tego roku zarząd Romy  zdecydował się na zmianę trenera. Po trzech latach współpracy klub pożegnał się z doświadczonym i niepowtarzalnym Mourinho. Rozstanie się z Portugalczykiem było zrozumiały zarówno media, jak i większość kibiców. Osobiście również uznałem, że to najlepsze możliwe rozwiązanie. Co prawda klub z Wiecznego Miasta prezentował się bardzo dobrze w europejskich pucharach, to styl gry i wyniki w Serie A pozostawiały wiele do życzenia. Początek obecnego sezonu, z wynikami na przemian (8 zwycięstw, 5 remisów, 7 porażek), przypieczętował los The Special One. Jednak zwolnienie 61-latka wiązało się z problemem – brak ciekawych opcji trenerów dostępnych na rynku dla Romy. Friedkinowie nie mając innego wyjścia, zdecydowali się zagrać va banque, zatrudniając tym samym na stanowisko szkoleniowca niekwestionowaną legendę klubu – Daniele De Rossiego. Po ogłoszeniu tej decyzji reakcje były mieszane; powrót ikony zawsze cieszy, ale patrząc na brak sukcesów De Rossiego z jego poprzednim zespołem, SPAL, można było się martwić. Osobiście należałem do sceptyków i przyznaję bez ogródek, że nie spodziewałem się tego, co miało nastąpić później.

De Rossi: Niespodzianka na plus

Ku mojemu zaskoczeniu, De Rossi niemal od pierwszego meczu postawił Romę na nogi. Nudny styl gry uległ znacznej poprawie, a co najważniejsze – wyniki również poszybowały w górę. Polepszyły się do tego stopnia, że pierwsza porażka w lidze przytrafiła się, dopiero gdy na drodze giallorossich stanął zmierzający pewnym krokiem po scudetto  Inter. Paradoksalnie gra Romy przeciwko nerazzurrim podobała mi się znacznie bardziej niż w poprzednich trzech wygranych spotkaniach. W Lidze Europy również wszystko szło po myśli kibiców rzymian. Wymęczone, ale cenne zwycięstwo z Feyenoordem, a także prawdziwy spektakl na Stadio Olimpico podczas meczu z Brighton & Hove Albion, podkreślają zmiany pod wodzą De Rossiego. Po 16 spotkaniach we wszystkich rozgrywkach jako trener Romy, DDR może pochwalić się imponującym bilansem: 11 zwycięstw, 3 remisy i tylko 2 porażki. Jak na razie wszystko idzie w dobrym kierunku – Roma zajmuje już 5. miejsce w tabeli, tracąc tylko trzy punkty do 4. pozycji, która gwarantuje bezpośredni awans do Ligi Mistrzów. Trudno znaleźć wiele negatywów w obecnej sytuacji, choć ostatnio zauważyłem pewien mankament, który zdaje się wymagać delikatnej korekty.

Jest świetnie! Czy aby na pewno?

Prawdopodobnie żaden kibic Romy nie jest zainteresowany głębszą analizą niedociągnięć w grze swojego klubu pod wodzą De Rossiego. I trudno się temu dziwić – przecież nie ma sensu narzekać, kiedy wszystko funkcjonuje jak należy.

 Z drugiej strony, wydaje mi się, że ignorowanie tych taktycznych niedociągnięć może ostatecznie prowadzić do problemów. Pozostawienie ich bez uwagi może sprawić, że coś w tej rewelacyjnej Romie z czasem zacznie nieoczekiwanie szwankować. Mówiąc o ubytkach, mam na myśli w zasadzie jeden, choć istotny. 

Chodzi mi o uzależnienie niemalże całej gry ofensywnej od Paulo Dybali. Uprzedzając odmienne opinie, dodam, że nie widzę nic złego w opieraniu linii ataku na Argentyńczyku i tworzenie z niego głównego aktora widowiska. Jednak jest różnica między opieraniem gry na jednym gwiazdorze a zupełnym uzależnieniem od niego taktyki i gry drużyny. Zdaję sobie sprawę, że Roma nie może pozwolić sobie na utrzymanie dwóch piłkarzy tego samego kalibru, ale wydaje mi się, że odpowiednie decyzje taktyczne, ustawienie formacji i role poszczególnych graczy mogą sprawnie kompensować ewentualny brak Argentyńczyka w składzie.

Bez wątpienia nie będzie to proste, bo pomimo iż Dybala to „szklany” piłkarz to ogromnego talentu odmówić mu nie można, a jego wpływ na ofensywę giallorossich jest nie do przecenienia. Dobrze świadczy o tym statystyka w meczach, w których zespół prowadził DDR, a Dybala występował od pierwszej minuty. Średnia zdobytych bramek na mecz wynosi w nich 2,25. Natomiast w spotkaniach, w których 30-latek wchodził z ławki rezerwowych lub wcale nie pojawiał się na placu gry wynosi zaledwie jeden. Jednocześnie spada również współczynnik zwycięstw, 75% wygranych z Argentyńczykiem od pierwszej minuty i 50% bez niego. Jeśli matematyczne ciekawostki dla niektórych nie wystarczą, to zwrócę jeszcze uwagę na ostatnie spotkania w wykonaniu podopiecznych Daniele De Rossiego. W czterech ostatnich meczach Roma strzeliła zaledwie trzy bramki. W pojedynku z Sassuolo Argentyńczyka nie było w kadrze, z Lecce wszedł do gry z ławki rezerwowych, natomiast w rywalizacji z Lazio i Milanem nie prezentował jeszcze najlepszej formy oraz został dobrze zneutralizowany przez przeciwników. 

Wszystkie te spotkania miały dość szczęśliwy dla giallorossich przebieg, ale zdobyte w nich punkty nie są zasługą ofensywnych zawodników, a raczej bardzo dobrze rozgrywanym stałym fragmentom. Takie przepychanie spotkań to właśnie rezultat uzależnienia się od geniuszu Paulo Dybali. Mimo wszystko wyniki nadal się zgadzają. Niektórzy mogą powiedzieć, że takie wymęczone zwycięstwa nadają drużynie charakteru i poniekąd się z tym zgadzam, ale mam nieodparte wrażenie, że gdyby tylko trochę dopracować ofensywną grę Romy takie przepychanie nie byłoby konieczne niezależnie od tego, czy na boisku byłby były gracz Juventusu. Jednak to wyzwanie spoczywa na barkach De Rossiego. Sposób, w jaki zaprojektuje grę zespołu bez Argentyńczyka, może znacząco go rozwinąć jako trenera i pomóc udowodnić sceptykom, że doskonałe wyniki zespołu to nie tylko efekt nowej miotły czy fali entuzjazmu, ale rezultat ciężkiej pracy i solidnego warsztatu trenerskiego. 

Co dalej?

Jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, zarząd Romy wciąż nie zdecydował o przyszłości 40-letniego De Rossiego. Mimo opisanych przeze mnie niedociągnięć, wydaje mi się, że nieprzedłużenie kontraktu z Włochem, który wygasa w czerwcu, byłoby zaskakującym posunięciem. De Rossi, mimo że jest jeszcze młodym trenerem z dużym potencjałem na rozwój, zyskał uznanie kibiców, którzy z pewnością nie przyjęliby dobrze jego odejścia, szczególnie w obliczu satysfakcjonujących wyników. Co więcej, dla fanów nie ma chyba większego powodu do dumy niż sukcesy ukochanego klubu pod wodzą legendarnego zawodnika.

Możliwe, że zarząd wciąż nie do końca wierzy w to, jak dobrze drużyna radzi sobie w swojej nowej roli i obawia się pierwszego potknięcia. Obecnie głównym celem Romy jest utrzymanie się w TOP 4 i rywalizacja w Lidze Europy, a wyniki tych zmagań prawdopodobnie zadecydują o przyszłych decyzjach właścicieli. Ja osobiście popieram pozostanie De Rossiego jako trenera giallorossich, nie tylko ze względu na to, że jego zespół to kolejna drużyna w Serie A, którą chce się oglądać, ale także dlatego, że wprowadził do ligi świeży powiew, którego Włochy potrzebują jak nigdy dotąd.

Udostępnij ten tekst:

Powiadom
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze