W obecnie trwającej kampanii włoskiej Serie A mamy do czynienia z wieloma nieoczekiwanymi wydarzeniami. Zaskakujące wszystkich na początku sezonu Frosinone, tragiczne Napoli, upadek Sassuolo, czy świetna Bolonia to tylko kilka przykładów takich niespodzianek, jednak mało kto zwraca uwagę na cichego bohatera wyrastającego na drugim planie w postaci dzielnie wojującej Genoi, a trzeba przyznać, że jest tutaj o czym mówić.
Jeśli zapytamy entuzjastę włoskiego calcio o najlepsze drużyny w historii włoskiej piłki, z pewnością wspomni o słynnych klubach z tak zwanej „wielkiej szóstki”. Możliwe, że bardziej zapaleni fani dodadzą do tej listy wspaniałą Parmę z przełomu XX i XXI wieku, która na zawsze zapisała się w annałach futbolu. Jednak zdaje się, że niewielu współczesnym kibicom przychodzi na myśl Genoa – klub o bogatej historii, którego złote lata dawno minęły, pozostając nieco w cieniu. Nie ma w tym nic zaskakującego, w końcu dla wielu z nas te chwile świetności są już tylko echem minionych czasów. Mimo wszystko, Gryfy są czwartą drużyną we Włoszech pod kątem ilości zdobytych mistrzostw kraju. Ten fakt może wydawać się zaskakujący, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w ostatnich latach drużyna rossoblu nie prezentuje się z najlepszej strony.
Określanie ich jako „średniaków”, patrząc przez pryzmat ich ostatnich dokonań, wydaje się być nie tylko niedokładne, ale wręcz krzywdzące. Od sezonu 2018/19 nie udało im się ani razu zająć miejsca w czołówce tabeli, co więcej, jedynie raz osiągnęli pozycję wyższą niż 15. Choć chwała może nie trwać wiecznie, dla klubu o tak bogatej historii jak Genoa, zatracanie się w przeciętności jest czymś, czemu należy przeciwdziałać. Renoma i tradycja nakazują, aby klub ten nie tylko pielęgnował swoje dziedzictwo, ale i dążył do powrotu na szczyty włoskiego futbolu.
Obecny sezon natomiast wydaje się tym, który w końcu przywróci nadzieję kibicom czekającym na powrót do czasów świetności, albo chociaż stabilności. Gryfy jako tegoroczny beniaminek po 30 kolejkach mają już niemal pewne utrzymanie we włoskiej ekstraklasie i obecnie znajdują się na 12. miejscu w tabeli. Co więcej, styl ich gry stanowi twardy orzech do zgryzienia dla niejednej topowej drużyny i zdecydowanie daje fanom powody do dumy. Jak to się stało, że po tylu latach niesamowitej mierności i bylejakości zespół z Genui zaczął odzyskiwać dawny blask?
Genoa: postępujący marazm
W przeciwieństwie do niektórych klubów, które doświadczyły gwałtownego i bolesnego upadku, sytuacja Genoi charakteryzuje się raczej stopniowym procesem degradacji i zastoju w rozwoju. To, co rzuca się w oczy w przypadku Gryfów, to nie eksplozja negatywnych zjawisk, lecz powolne zanikanie potencjału i brak postępu.Drużyna wydawała się przyzwyczaić do zajmowania miejsc w dolnych rejonach tabeli, przyjmując każdy wynik lepszy niż oczekiwano, jako miłą niespodziankę, a nie standard, do którego powinna aspirować. W efekcie tej pasywnej postawy, a właściwie braku zdecydowanych działań, rossoblu znaleźli się na peryferiach Serie A, dryfując w strefie, która daleka jest od ich ambitnych aspiracji. Taka sytuacja nie mogła długo trwać bez negatywnych konsekwencji dla klubu W sezonie 2021/2022 rossoblu wylądowali na zapleczu Serie A. Do bezpiecznego 17. miejsca zabrakło tylko albo aż, trzech punktów.
Taki rozwój wydarzeń mógł być o tyle niespodziewany, że sezon wcześniej udało im się doprowadzić do wspomnianej niespodzianki, zajmując 11. lokatę w tabeli. Jednak nietrafione zmiany na stanowisku trenerskim przyspieszyły to, co nieuniknione. Jedno zwycięstwo, tylko tyle zabrakło do podtrzymania klubowej „normy”. Z drugiej strony kubeł zimnej wody wylanej na głowę w postaci spadku do Serie B być może był tym czego potrzebowali zarówno kibice, działacze jak i drużyna; restartu, możliwości rozpoczęcia kolejnego rozdziału. Na szczęście pobyt w drugiej lidze nie był długi, co we włoskich realiach nie jest takie oczywiste. Już po roku udało się wywalczyć bezpośredni awans po zajęciu drugiego miejsca.
Powrót z klasą
Co prawda w przedsezonowych zestawieniach Genoa nie była skazywana na nieuniknioną porażkę, jednak ich obecna dyspozycja zaskakuje wielu, w tym także mnie. Mało kto przewidywał przecież, że beniaminek będzie bardzo solidną drużyną i bardzo nieprzyjemnym do grania rywalem, o czym świadczą remisy i kilka zwycięstw z najlepszymi włoskimi klubami. Tak satysfakcjonujące wyniki są bez wątpienia zasługą dobrych transferów. Często zdarza się, że drużyny awansujące do Serie A napotykają na trudności finansowe, uniemożliwiające im zabezpieczenie stabilnej pozycji w lidze na dłuższy czas. Sytuacja Genoi prezentuje się jednak odmiennie. Zarząd klubu sprostał wyzwaniu, angażując piłkarzy, którzy realnie mogą wpłynąć na poprawę kondycji drużyny. Ta sytuacja może sygnalizować, że zmiana właściciela zaczyna w końcu przynosić rossoblu pozytywne skutki.
W drugiej połowie 2021 roku klub z Genui został objęty przez amerykańską firmę 777 Partners. Nowi włodarze nie mieli przyjemnego startu i jeszcze w swoim pierwszym sezonie pożegnali się z ligą, ale uważam, że szybki awans do pewnego stopnia zmył tę plamę na honorze. Do tego licznie przeprowadzane i trafione transfery w moich oczach dobitnie pokazują, że amerykański gigant nie zamierza porzucać tego projektu ot, tak, a chce go dalej rozwijać i ciągle przesuwać do przodu wyznaczone granice. Jednak zarząd jak dobry by nie był, nie odpowiada jako jedyny za sukces klubu. Wpływ mają na to również piłkarze, ich nastawienie oraz dobry trener, który jest w stanie poprowadzić całą grupę do wyznaczonego celu. Myślę, że skoro już mowa o trenerze to można się na trochę zatrzymać, ponieważ jak dla mnie, to kluczowy aspekt w kontekście wyników odnoszonych przez zespół Gryfów.
Alberto Gilardino może być słusznie określony mianem architekta sukcesu Genoi w obecnym sezonie. Jego wpływ na drużynę, strategię i morale jest nie do przecenienia, co czyni go kluczową postacią. Mistrz świata z 2006 roku objął prowadzenie drużyny rossoblu w grudniu 2022 roku, awansując z roli trenera drużyny U19. To był swoisty krok naprzód w jego karierze. Włoch samodzielnie podniósł zespół na duchu i osiągnął awans, co zaowocowało kontynuacją jego pracy w obecnym sezonie, przynosząc dotąd wyłącznie pozytywne skutki.Oglądanie Genoi w jej aktualnym wydaniu naprawdę może napawać optymizmem. W zależności od klasy rywala drużyna potrafi zagrać pragmatyczny mecz oparty na zabójczych kontratakach lub dominować i korzystać z wysokiej jakości w strefie ofensywnej boiska. Moim zdaniem sam styl gry jest znacznie bardziej efektowny od teoretycznie mocniejszych zespołów jak na przykład Torino, czy do niedawna Lazio.
Nie można również argumentować tak satysfakcjonujących wyników, tylko i wyłącznie dobrą formą poszczególnych piłkarzy. Oczywiście znacznie ułatwia to wybieranie jedenastki i ma wpływ na niektóre wydarzenia na boisku, jednak ze stylu gry prezentowanego przez Gryfy przebija bardzo wyraźnie ręka trenera, co w mojej opinii bardzo dobrze o nim świadczy. Sposób poruszania się wahadłowych, organizacja gry i wymienność pozycji pośród stoperów, a także wiele pomysłów na finalizację akcji w ofensywie – to wszystko skutek pracy trenera. Wprowadzone ostatnio rozwiązanie z trójką napastników też przyniosło zamierzony efekt w postaci urwania punktów w meczu z Juventusem. Być może nie w każdym meczu eksperymenty te się opłacają, być może nie zawsze gra wygląda idealnie, jednak to właśnie takie pomysły sprawiają, że coraz mocniej wierzę w umiejętności Gilardino.
Jedną z cech dobrego szkoleniowca jest umiejętność rozwoju piłkarzy i wykorzystywania ich do swoich planów, a właśnie to da się zauważyć w drużynie z Genui. Cieszy mnie to szczególnie, ponieważ we Włoszech kształtuje się kolejny młody i ciekawy trener, co w ostatnich latach nie zdarzało się zbyt często. Odchodząc już jednak od tematu szkoleniowca, do końca obecnej kampanii zostało już tylko siedem kolejek. Genoa ma bezpieczną przewagę w postaci 10 punktów do otwierającego strefę spadkową Empoli. Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby rossoblu miało coś jeszcze zagrozić w temacie utrzymania w Serie A. Jedyne powody do niepokoju może wzbudzać trudny terminarz, chociaż nie wydaje mi się, żeby miało to mieć jakieś większe znaczenie, biorąc po uwagę tegoroczny poziom, a raczej jego brak, prezentowany przez zespoły zamykające tabelę włoskiej ekstraklasy.