Juventus Stadium

Quo Vadis, Vecchia Signora?

Quo Vadis, Vecchia Signora? Pisząc ten felieton mam trochę wrażenie jakbym przeżywał deja vu. W pamięci mam bowiem opublikowany 29 sierpnia 2021 roku tekst „Sześć grzechów Juventusu”, w którym to w podobnym tonie wypowiadałem się już na temat poczynań Starej Damy. Mamy 15 października 2022 roku, a wydaje się, że bianconeri znajdują się w jeszcze większym bagnie niż miało to miejsce w momencie pisania poprzedniego felietonu i z niechęcią przyznam, że wydaje mi się, że to jeszcze nie wszystko na co stać Juve w tej sytuacji.

Podejmuje ten temat ponownie po przeczytaniu wielu wpisów z włoskich, polskich, a także innych międzynarodowych forów kibicowskich, związanych ze środowiskiem Starej Damy. Tak jak Wy jestem kibicem i w żadnym wypadku nie mam zamiaru uchodzić tu za eksperta, ot chciałbym ponownie zabrać głos w tak bliskiej memu kibicowskiemu sercu sprawie.

Kibicując Starej Damie od 1993 roku, w swoim życiu jeszcze nie widziałem tak zniszczonego i tak niestabilnego Juventusu, jak ma to miejsce obecnie. Nastąpiła kompletna destabilizacja klubu na wielu płaszczyznach, a problemy zamiast znikać tylko się pogłębiają.

Zapewne znajdą się pośród Was tacy, którzy stwierdzą, że wielu kibicom Juventusu, w tym także mnie, poprzewracało się w tyłkach po 9 mistrzostwach z rzędu. Uważam jednak, że miejsce Juventusu, podobnie jak wielkiego Milanu, Interu, Romy, czy Napoli jest w czołówce Serie A, a nie w środku tabeli. I chociażby dla zdrowej i pięknej rywalizacji między tymi klubami Juventus powinien pozostawać jedną z najsilniejszych drużyn we Włoszech, zamiast szorować po dole tabeli, trzęsąc portkami przed Monzą, czy Salernitaną.

Niech żyje biznes i komercja!

W moim odczuciu największym obecnym problemem Juventusu jest rozłam w zarządzie spowodowany kolejnymi nieudolnymi sposobami na wyjście z obecnego kryzysu. Uprzątnięcie bałaganu spowodowanego przez decyzję Fabio Paraticiego ciągnie się za Juventusem i zapewne potrwa jeszcze przez jakiś czas, szczególnie biorąc pod uwagę straty finansowe.

Dodatkowo, tak jak pisałem już w zeszłym roku, Andrea Agnelli i jego świta minęli już bezpowrotnie PNR, czyli „point of no return” i niebezpiecznie przesunęli suwak stabilizacji klubu na część biznesową. Tego kibice nie wybaczają, a przynajmniej nie w sytuacji kryzysowej, która ma miejsce obecnie.

Prezydent Juventusu za wszelką cenę chciał wynieść Starą Damę na szczyt i chwała mu za to, jednak przykładając coraz większą wagę do aspektów finansowych i komercjalizacji klubu, doprowadził do jego sportowego upadku. Wszystko zaczęło się – tak, powtarzam to jak mantrę – od projektu Cristiano Ronaldo, który okazał się kompletną klapą.

Szereg nietrafionych decyzji, a także potężne zmiany w wizerunku klubu, takie jak chociażby rezygnacja z tradycyjnych pasów na koszulkach, doprowadziły do tego, że klub utracił swoją duszę, a także pogrążył się w finansowym bagnie. Na co komu większa rozpoznawalność na rynkach amerykańskich i chińskich, kiedy drużyna nie potrafi wymienić kilku dokładnych podań?

Andrea Agnelli zachłysnął się sukcesami klubu i zaślepiony nimi postanowił wyłożyć wszystkie karty na stół. Cóż, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana – niestety w tym przypadku los rozdał trefne karty, a dodatkowo kryzys finansowy dopełniła covidowa pandemia.

Wojna z ultrasami

Oczywistym jest, że klub nie może istnieć bez kibiców. Ci najbardziej zagorzali mają również wpływ na to co się z nim dzieje. Bo czym jest klub bez swoich najwierniejszych fanów? Dokładnie tym czym uczynił go obecny zarząd Juventusu – firmą bez duszy.

Wysokie ceny biletów i konflikt z największymi grupami ultrasów doprowadziły do tego, że zamiast dopingu na Allianz Stadium można usłyszeć świerszcze, a najgłośniejsi są kibice przyjezdnych. Jak w takim razie drużyna, która znajduje się w kryzysie może liczyć na wsparcie? Rzućmy okiem chociażby na tętniące życiem San Siro, niezależnie od tego, czy swój mecz rozgrywa Milan czy Inter – dla zespołów gości jest to istny kocioł. Żal już nawet wspominać słynne Pioli is on fire po derbach Mediolanu.

Jednostki zamiast jedności

Nie jestem naiwny, piłka nożna to wielki biznes i tylko głupiec wierzyć będzie w to, że zawodnicy bedą oddawać życie za barwy klubowe w których grają. Pojedyncze jednostki i owszem znajdą się, ale nawet Ci nie prezentują już tych wartości co kiedyś.

Odkąd pamiętam Juventus budowało się na zawodnikach, których na boisku łączyła specyficzna więź i chemia, a także sportowa złość i chęć wygrywania. Obecnie Vecchia Signora podzielona jest na małe podgrupy, którym bardziej zależy na tym, aby dobrze wyjść na zdjęciu, które zaraz wyląduje na Instagramie, zamiast na korzystnym wyniku drużyny.

Widziałem opinie kibiców innych drużyn jak również juventinich, którzy twierdzili, że Juventusowi brakuje głodu wygrywania, ponieważ drużyna jest przesycona sukcesami. Zgodziłbym się z tym, gdyby nie to, ze w obecnym składzie Juventusu, z piłkarzy którzy byli częścią tych sukcesów została garstka. Problem rzeczywiście jest z mentalnością zawodników. Ten jednak spowodowany jest zupełnie czym innym niż przesytem.

Strony: 1 2 3

Udostępnij ten tekst:

Powiadom
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze