Do osiągnięcia sukcesu we Włoszech potrzebne są trzy cechy:
Fantasia: element zaskoczenia, wyobraźnia i talent;
Furbizia: podstęp, sprytne oszustwo i umiejętność gry;
Tecnica: technika, umiejętności i opanowanie.
To, że cechy te nie są ze sobą sprzeczne ani nie wykluczają się wzajemnie nie jest żadnym zaskoczeniem w kulturze futbolu, znanej z doceniania finezyjnych sztuczek i poezji ruchu. Zaskoczeniem może być jednak fakt, że cechy te są cytowane z książki o sztuce gry teatralnej.
Kontekst jest bardzo prosty. Twierdzi się, że w przypadku piłki nożnej wymagane są te same umiejętności co w przypadku gry aktorskiej w teatrze. Ogólnie rzecz biorąc istnieje wyraźna paralela pomiędzy tymi dwoma zjawiskami. Boisko reprezentuje scenę. Zawodnicy to obsada sceniczna. Trenerzy są reżyserami gry. Kibice to oczywiście publiczność, a prasa to krytycy. To jest piękno futbolu. Wszystko polega na improwizacji.
Włoska piłka przez lata szczyciła się idealnym balansem fantazji, przebiegłości i techniki. Ten idealny związek stworzył urzekający teatr na boisku lat ’90. Jedną z głównych ról w obsadzie teatru włoskiej ekstraklasy otrzymał Paul Gascoigne, który trafił do rzymskiego Lazio. Jego kariera we Włoszech była splotem ekscytujących wzlotów i upadków. Zarówno na boisku jak i poza nim odgrywały się sceny romansu, dramatu, komedii, a także te łzawe, kontrowersyjne i genialne.
Akt I: Oto jestem!
Witajcie w Pandemonium! Około tysiąca fanów Lazio zjawiło się by przywitać swojego nowego idola Paula Gascoigne’a w 1992 roku na lotnisku w Fiumicino. Kiedy pojawił się w terminalu witały go gromkie przyśpiewki ‘Que Sara, Sara’ oraz ‘Paul Gascoigne, la la la’, śpiewane do melodii Brown Girl in the Ring. Pracownicy ochrony lotniska z trudem przeprowadzili Gazzę do wyjścia.
Na zewnątrz sceny były tak samo szalone, laziali chcieli za wszelka cenę chociażby rzucić okiem na swojego nowego zawodnika. Jeden z fanów, opisując ten mesjanistyczny zapał powiedział „Kiedy dowiedziałem się że go mamy, mój Boże, myślałem, że kupiliśmy Jezusa Chrystusa!”. O transferze było głośno w całym kraju. Jeden z włoskich sędziów sądu najwyższego stwierdził nawet, że Anglik jest bardziej znany niż książę Wellington po bitwie pod Waterloo.
Gascoigne został uznany za człowieka, który zdoła wyprowadzić Lazio na szczyt. Nikt jednak nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że sprowadzony zawodnik, oprócz ogromnego talentu, cechuje się wielką kruchością, zarówno fizyczną jak i psychiczną.
Przenosiny Anglika z Tottenhamu Hotspur do Lazio były bolesną i przedłużającą się sprawą. Świetne występy Gazzy na mistrzostwach Italia ’90 zwróciły uwagę jednego z magnatów biznesowych na półwyspie apenińskim. Cragnotti, będący ówczesnym prezesem Lazio chciał sprowadzić Gazzę za wszelką cenę. Po uzgodnieniu opłaty w wysokości astronomicznej, jak na tamte czasy, kwoty w wysokości 8,5 miliona funtów, Gazza zerwał więzadła krzyżowe w prawym kolanie podczas finału Pucharu Anglii sezonu 1990/91.
Tak poważna kontuzja była dużym problemem dla dalszej zawodowej kariery. Nic dziwnego więc, że Lazio natychmiast przystąpiło do renegocjacji transferu. Włosi wysłali zespół medyczny, by zbadał zawodnika. Uzgodniono nową kwotę: 5,5 miliona funtów (ówczesny rekord na Wyspach Brytyjskich). Niestety, rekonwalescencja Gazzy przedłużyła się po tym jak upadł na uszkodzone kolano podczas wieczornej, pijackiej bójki w Newcastle.
Po stracie całego sezonu 1991/92, Gascoigne ostatecznie dotarł do Rzymu, był jednak kompletnie nieprzygotowany do surowych wymagań życia w Serie A. W filmie dokumentalnym, wyprodukowanego przez Channel 4, zatytułowanym „Gazza’s Italian Diaries”, były zawodnik Spurs szczerze opowiedział Jamesowi Richardsonowi o swoich początkowych problemach z aklimatyzacją na Półwyspie Apenińskim. „Myślałem, że treningi bedą łatwe, ale zaczęło się piekielnie ciężko już podczas testów medycznych. Kiedy biegałem na bieżni nakłuwali mi palec i pobierali próbki krwi. Myślałem sobie: ’Boże, o co w tym wszystkim chodzi’; potem podłączyli mi kabelki do głowy i serca. To było niesamowite. Myślę, że byłem okablowany lepiej niż antena satelitarna”.
Ten humorystyczny fragment pokazuje, dlaczego tak wielu brytyjskich piłkarzy z trudem dostosowywało się do zwyczajów włoskiej piłki. W momencie przybycia Gazzy do Włoch, metody treningowe calcio, zarówno pod względem taktycznym jak i naukowym były na znacznie wyższym poziomie niż na Wyspach. Dodatkowo, wszystkie te metody były bardzo rygorystyczne. Z pewnością było tak za czasów ówczesnego trenera Lazio, Dino Zoffa, który wierzył, że piłka nożna jest „sportem o niepodważalnych wartościach: dobrych manierach, lojalności i samodyscyplinie”.
Psotna osobowość Paula niełatwo poddawała się tak rygorystycznemu modus operandi, a pierwszego dnia w Formello zrobiła niezbyt pozytywne wrażenie, kiedy Gazza zapomniał zarówno o swoich butach do biegania, jak i butach piłkarskich. W pewnym sensie rozpoczął karierę w Lazio w trampkach. Pomimo słabego przystosowania się do włoskiego rygoru i chaotycznego podejścia do treningów, pragnienie powrotu na boisko było nieustępliwe. Pod nadzorem fizjoterapeuty, Roberto Faroli, Gascoigne powoli stawał się gotowy na swój debiut w błękitnej koszulce Lazio.
Akt II: Obietnica
Jeszcze przed tym, jak Gazza podbił boiska Serie A, fanfary które towarzyszyły mu przy jego przybyciu do Rzymu wywarły wielki wpływ na Football Italia Channel 4. Dzięki jego osobie oraz Desowi Walkerowi i Davidowi Plattowi brytyjska publiczność była żywo zainteresowana rozgrywkami pierwszej ligi włoskiej.
6 września 1992 roku trzy miliony widzów obejrzało wyemitowany przez Football Italia mecz pomiędzy Lazio Gazzy a Sampdorią Walkera, zremisowany 3:3. Pomimo nieobecności Paula, spotkanie okazało się wielkim sukcesem, głównie ze względu na okazały wynik. Rozwiało to powszechnie uznawane frazesy dotyczące defensywnego stylu Serie A. Publiczność była oczarowana tym egzotycznym produktem, w którym mecze piłkarskie rozgrywane były na tle zadymionych aren, trzasków rac i fajerwerków.
Oczekiwania, zarówno we Włoszech jak i Wielkiej Brytani były namacalne. Czy Gascoigne mógł odnieść sukces tam, gdzie wszyscy tak wielcy jak Jimmy Greaves, Denis Law i Ian Rush zawiedli?
Długo wyczekiwany debiut miał miejsce 27 września 1992 roku, w meczu przeciwko Genui. Gazza nie był jeszcze w pełni sił, ale zarówno Cragnotti, media jak i fani wypatrywali tego z utęsknieniem. Dino Zoff czuł dużą presję, aby wprowadzić go na boisko. Anglik rekompensował braki w formie swoim wrodzonym talentem i żwawym stylem gry. Przez 41 minut gry Gazza czarował swoim występem, dwukrotnie zagrażając genueńczykom. Tak było do czasu, gdy bezkompromisowy Mario Bortolazzi bezceremonialnie przerwał zmagania Anglika, wpadając w Gazzę od tyłu. Całe Olimpico wstrzymało oddech, gdy personel medyczny biancocelestich wbiegł na boisko. Gascoigne wstał jednak o własnych siłach, otrzepał się i uścisnął dłoń Bortolazziego. Co ważniejsze, pomimo zmiany w przerwie ze względów ostrożności, jego kolano wytrzymało. Od tego momentu na Curva Nord w meczach Lazio często pojawiał się baner pod zdjęciem ich nowego mistrza: „Biada tym, którzy go dotykają”.
Gazza wciąż nie był w stanie rozgrywać pełnych 90 minut, ale mimo to rozgrywał obiecujące spotkania. W wygranym 5:2 meczu z Parmą świetnie uzupełniał się z Giuseppe Signorim. Wyszedł także z twarzą z przegranego meczu z Milanem. Po meczu Fabio Capello będący trenerem rossonerich nie szczędził pochwał dla Paula.
W Wiecznym Mieście nie ma jednak lepszego sposobu na osiągnięcie statusu boga, niż świetny występ w derbach z Romą.
Akt III: Władca
„Zbawiciel ocalił Lazio”, krzyczał Peter Brackley podczas transmisji meczu na Channel 4. Komentator był wyraźnie podekscytowany, jednak było to niczym wobec zgiełku na Curva Nord. Na cztery minuty przed końcem spotkania, biancocelesti wyrównali. Remis 1:1, modlitwy zostały wysłuchane. Człowiek który tego dokonał? Oczywiście, Paul Gascoigne. Fakt, że znajdował się na boisku jeszcze w 86. minucie można było uznać za mały cud. To czego dokonał i jaka spotkała go za to reakcja kibiców wzruszyła go do łez, gdy wracał na środek boiska.
Dopiero świadomy konsekwencji, jakie towarzyszyły przegranej w spotkaniu, które dla wielu kibiców w Rzymie ma większe znaczenie niż samo scudetto, Gazza pomyślał później: „Grałem już wcześniej w kilku dużych derbach, także w Glasgow, ale to nie było normalne. Zdobycie bramki w tych derbach było po prostu niewiarygodnym uczuciem, ale nie było to dobre uczucie, raczej „dzięki Bogu że się udało”. Ten gol ukazał jeden z najbardziej niedocenianych aspektów gry Gazzy – grę głową. Gascoigne, po dośrodkowaniu Signoriego, bezbłędnie uderzył tuż obok interweniującego Zinettiego.
Mówiąc dokładniej, te derby ukazały wszystko to, co kibice kochali w swoim nowym numerze 10. Sam mecz był nudny a atmosfera typowo gęsta. Fani Romy wyśmiewali Anglika, prezentując bannery z napisem „Paul Gazza, You are Lat Poofta” oraz rzucając w jego kierunku batoniki Mars. Gascoigne w typowej dla siebie ripoście rozpakował jeden z batonów i połknął w całości. To był Gazza z przymróżeniem oka.
Podbudowany swoim pierwszym golem w Serie A, powtórzył swój wirtuozerski występ przeciwko Pescarze. Otrzymawszy piłkę na 35 metrze od bramki, bez wysiłku minął Stefano Ferrettiego. Przeszedł slalomem pomiędzy Dungą i Di Carą, przebiegł obok Rigettiego i pokonał Cusina, zdobywając genialną bramkę.
Gascoigne w pełnym biegu mijał obrońców rywali jak tyczki. Robił to w tak nonszalancki sposób, że niektórzy określiliby to zdolnością do wykonywania działania bez wysiłku lub myśli.
Niestety, geniusz Gazzy na boisku nazbyt często przeplatany był niepożądanymi kontrowersjami. Te wybryki zirytowały włoską prasę, która szybko stała się natrętna i destrukcyjna.