Mówi się, że we Włoszech calcio to druga religia, a dla kibiców piłkarze są jak herosi, a czasem wręcz bogowie. Wiara odgrywa dużą rolę w życiu zawodników, szczególnie tych pochodzących z Ameryki Łacińskiej, ale również na Półwyspie Apenińskim. Ten piłkarz jest przykładem tego jak spokój ducha i głęboka wiara potrafią odmienić los i z przeciętniaka z powodzeniam zrobić trzon defensywy jednego z największych klubów we Włoszech. Oto historia Nicoli Legrottaglie.
Urodził 20 października 1976, w miejscowości Gioia del Colle, niedaleko Bari. Jako młody chłopak swoje pierwsze kroki w piłce stawiał w małym klubie Inter Club Motolla. Zbierając cenne doświadczenie i przechodząc kolejne szczeble drabiny kariery trafił do Bari. Niestety poza występami młodzieżowymi, nigdy nie zasmakował gry w dorosłej drużynie tego klubu.
Legerottaglie: trudne początki
W 1996 roku został wypożyczony do Pistoiese, gdzie trener Catuzzi przekwalifikował młodego pomocnika na środkowego defensora. Rozegrał tam całkiem obiecujący sezon zaliczając 31 występów, w których udało mu się zdobyć także trzy bramki. Po zakończeniu rozgrywek powrócił do Bari, by ponownie zostać wypożyczonym. Tym razem do Prato, w którym wystąpił w 26 meczach. Po regularnych obserwacjach przez skautów Chievo Verona został, na zasadzie rozliczenia współwłasności karty zawodniczej, zawodnikiem Latających Osłów.
Pomimo początkowego zainteresowania jego osobą, w Weronie, podobnie jak w wcześniej w Bari, nie mógł znaleźć swojego miejsca.
W sezonie 1998/99 nie zachwycił swoją grą Luigiego Delnerego i po rozegraniu zaledwie 17 spotkań został wypożyczony do Reggiany, a następnie Modeny, z którą pod wodzą Gianniego De Biasiego, został mistrzem Serie C1.
To wydarzenie spowodowało, że Luigi Delneri postanowił ściągnąć piłkarza na powrót do Chievo, które tym razem grało w Serie A. Na pierwszoligowych boiskach Legrottaglie zadebiutował 14 października 2001 roku w meczu wyjazdowym przeciwko Brescii, zakończonym remisem 2:2.
Po rozegraniu dwóch sezonów w ekipie Latających Osłów (podczas których Nicola stał się podstawowym zawodnikiem drużyny, zaliczając 30 ligowych występów, do których dołożył dwa spotkania Pucharu UEFA), został wypatrzony przez trzy kluby z najwyższej włoskiej półki. Do walki o podpis piłkarza na kontrakcie stanęły Milan, Roma oraz Juventus. Świeżo upieczony reprezentant kraju wybrał ostatecznie ofertę Starej Damy, a bianconeri zapłacili za niego 7,5 miliona euro.
Juventus: pierwsze podejście
Po transferze do Juventusu nie wszystko szło jednak jak należy. Pomimo początkowych całkiem niezłych występów nastąpiło całkowite załamanie formy. Legrottaglie grał lekko mówiąc słabo, był strasznie chaotyczny i niepewny, popełniając kuriozalne błędy w obronie. Nic dziwnego więc, że kibice szybko zaczęli mieć dosyć swojego nowego piłkarza. Oberwało się całej linii defensywnej. Wściekli kibice wygwizdywali Nicolę przy każdej możliwości.
Jego słaba gra wynikała głównie z jego podejścia. Legrottaglie nie poradził sobie z nadmiarem sławy i wielkimi pieniędzmi. Transfer do Juventusu kompletnie go przytłoczył. Stał się zagubiony, arogancki i nie przykładał się na treningach. Za błędy w defensywie obwiniał cały zespół i trenera, który jego zdaniem stosował zbyt ofensywną taktykę. W końcu stracił miejsce w składzie i 20 stycznia 2005 roku został wypożyczony do Bologny.
Duchowa przemiana
Na Stadio Renato Dall’Ara również nie zachwycał. Wystąpił zaledwie w 11 spotkaniach i po sezonie ponownie spakował walizki, by wyruszyć do Sieny. To właśnie tam nastąpiła całkowita przemiana i nawrócenie piłkarza. Dosłownie. Wszystko za sprawą Paragwajczyka, Tomasa Guzmana (również związanego z Juventusem i tułającym się po wypożyczeniach), z którym się zaprzyjaźnił. Panowie wiele rozmawiali o Bogu i religii. W zachowaniu, a nawet wyglądzie Nicoli nastąpiły zmiany. Wróciła także dobra forma. Sam zawodnik przyznał, że to właśnie wiara odmieniła jego życie. Wydał nawet trzy książki („Złożyłem obietnicę”, „Mój przyjaciel Jezus”, „Miłość wygrywa wszystko”), w których w bardzo śmiały sposób opisuje swoje nawrócenie. Przystąpił także do chrześcijańskiej organizacji „Sportowcy Chrystusa”, by obok takich gwiazd jak Kaká dawać świadectwo swojemu wyborowi życiowemu i wierze.
Czy rzeczywiście duchowa przemiana i głęboka wiara pomogły Nicoli Legrottaglie odbudować formę i stać się lepszym piłkarzem? Tę kwestię pozostawmy każdemu do indywidualnej oceny, faktem jednak jest, że piłkarz od tego momentu zaczął grać dużo lepiej.
Nowy Legerottaglie ponownie w Turynie
W międzyczasie, w obliczu relegacji do Serie B, Juventus zmuszony był uzupełnić swoją linię obrony po tym jak z klubu odeszli Fabio Cannavaro, Lilian Thuram oraz Gianluca Zambrotta. Władze Starej Damy postanowiły ściągnąć zatem Legrottaglie ponownie do Turynu. Odbudowa zaufania nie przyszła Nicoli jednak łatwo. W Serie B pojawił się na boisku w biało-czarnym trykocie jedynie
dziesięciokrotnie.
Po awansie do Serie A, po zaledwie jednym sezonie i w poczuciu spełnionej misji, Starą Damę opuścił trener Didier Deschamps. W jego miejsce klub zatrudnił Claudio Ranieriego. Obrona Juventusu została wzmocniona o Jorge’a Andrade oraz Domenico Criscito. Legrottaglie ponownie zaczęto łączyć w mediach z odejściem z klubu. Potencjalnymi kierunkami były Besiktas, Olympiakos, Atletico Madryt oraz Genoa. Szkoleniowiec bianconerich postanowił jednak, że Nicola pozostanie w Turynie, ot na wszelki wypadek. Jak się później okazało był to strzał w dziesiątkę.
Pewniak w obronie
Jorge Andrade doznał długiej i dotkliwej kontuzji, która ostatecznie zakończyła jego karierę. Z kolei Criscito nie udźwignął ciężaru koszulki Starej Damy. Cóż było więc robić? Ranieri podjął jedyną słuszną decyzję i postawił na Legrottaglie. Włoch z miejsca pokazał, że był to słuszny wybór. Grał pewnie jak nigdy dotąd, nie popełniał błędów i rozpoczął proces odbudowy swojego zaufania w oczach kibiców i klubu. Jego gra była na tyle dobra, że szybko zapomniano o Andrade, który wtedy nie wiedział jeszcze, że jego kariera dobiegła końca.
Legrottaglie razem z Giorgio Chiellinim stworzyli bardzo udany środek obrony. Zaowocowało to propozycją przedłużenia kontraktu, którą Nicola bez wahania podpisał. Stał się zawodnikiem, od którego Ranieri rozpoczynał ustalanie składu w linii obrony. W liczbie występów na boisku ustępował tylko Davidowi Trezeguet oraz Gianluigiemu Buffonowi. Świetna gra zaowocowała również powołaniem do reprezentacji Włoch. Ze składu wygryzł go dopiero w sezonie 2010/11 ówczesny nowy nabytek – Leonardo Bonucci, który zaczął na stałe partnerować Chielliniemu. Na domiar złego 4 listopada 2010 roku doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry na 40 dni. Co jeszcze bardziej, nieco z przymusu, umocniło pozycję Bonucciego w pierwszej jedenastce.