Śmiało można wręczyć mu berło drugiej najlepszej dziesiątki w lidze – koronę pierwszeństwa nosi rzymski cesarz, Paulo Dybala. W Genoi nikt nie może się z nim równać, to jego gwiazda błyszczy najjaśniej, ale na boisku pracuje ciężej niż niejeden pomocnik. Już zdążył zostać najbardziej bramkostrzelnym Islandczykiem we Włoszech, choć wcale nie jest pionierem. Nie jest tam nawet pierwszym Albertem Guðmundssonem.
Z pokolenia na pokolenie
Piłkarskie szlaki w rodzinie przecierał dziadek zawodnika Grifonich, identycznie się nazywający, co nie dziwi biorąc pod uwagę patronimiczny charakter islandzkich nazwisk. Albert Senior po krótkim epizodzie w Arsenalu dołączył do Milanu, strzelając debiutanckiego gola w lidze w starciu z Atalantą. Jak się okazało – jedynego, gdyż po przegranych derbach z Interem z gry wyeliminowała go kontuzja. Sezon 1948/49 zakończył z zaledwie czternastoma występami w koszulce rossonerich, mocną markę budując dopiero w paryskim Racingu, gdzie przez Francuzów został nazwany „Islandzką Perłą”.
Kolejne pokolenia zarówno kobiet, jak i mężczyzn, dokładały cegiełki do ojczyźnianego futbolu grając w narodowej reprezentacji i krajowych zespołach. Krok w stronę poważnej europejskiej kariery postawił dopiero utalentowany syn Gudmundura, którego początki poważnej kariery zbiegły się z historycznymi sukcesami Islandii – pierwszej kwalifikacji na Euro i sensacyjnego awansu do ćwierćfinału tych mistrzostw. 19-letni wówczas Albert nie robił furory w wielkich klubach, lecz stopniowo piął się po szczeblach w PSV, zaczynając pełnoetatową grę dopiero po transferze do AZ Alkmaar. Wyróżniającego się wizją i techniką skrzydłowego wypatrzyła Genoa – dla Włochów 24-latek to często jeszcze dzieciak mający przed sobą całą karierę.
Z samego dna na szerokie wody
Dołączył zimą, aby ocalić tonący w otchłań Serie B genueński okręt. Misja ratunkowa się nie powiodła, choć nowy nabytek wyciągnął pomocną dłoń, zdobywając wyrównującą bramkę z czwartym w tabeli Juventusem. Druga, zdobyta przez Domenico Criscito w ostatnich minutach, skompromitowała co prawda faworytów, ale nie utrzymała Grifnonich we włoskiej ekstraklasie. Sezon na zapleczu rozpoczął się kiepsko – Guðmundsson wpisał się na listę strzelców tylko raz w ciągu ponad 3 miesięcy. Przełomowym okazało się zatrudnienie Alberto Gilardino na stanowisku pierwszego trenera. Włoch szedł po awans pewnym krokiem, ponosząc z zespołem jedynie dwie porażki do czasu zakończenia rozgrywek. Niemałe doświadczenie byłego reprezentanta Włoch w roli napastnika przyniosło indywidualne korzyści dla Guðmundsson, który korzystając z rad szkoleniowca w końcu zaczął strzelać gole. Do najwyższej klasy rozgrywkowej wracał z bagażem jedenastu trafień, z których 10 zapisał sobie dopiero pod wodzą Gilardino. Nie bez znaczenia pozostał fakt zmiany pozycji. W finałowej części sezonu z klasycznego 4-3-3 drużyna przeszła w formację z trójką obrońców i co ważniejsze parą napastników, gdzie z lewego skrzydła przemieścił się Islandczyk.
Po powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej rossoblu od początku przejawiali tendencję do bycia raczej ligowym średniakiem niż kandydatem do spadku. Do połowy grudnia grali w kratkę, zdobywając w 15 kolejkach równo 15 punktów, co dało im 14 miejsce. Remis w spotkaniu z wiceliderem, Juventusem, zapoczątkował serię bez porażki aż do końca stycznia. Trzy zwycięstwa i cztery remisy w wykonaniu beniaminka mogły robić wrażenie, tym bardziej że Grifoni zatrzymali niesamowicie mocny Inter czy zaskakująco dobrą w bieżącej kampanii Bolonię. Ten złoty okres był równie obfity dla Guðmundssona, dokładającego do porządnych pięciu bramek parę asyst i dwa razy tyle goli w zaledwie półtora miesiąca. Zbierał świetne noty i skupiał na sobie spojrzenia włoskich gigantów, regularnie zachodząc im za skórę.
Harujący fantasista
Drużyna z Genui z pewnością nie byłaby w aktualnym miejscu bez ofensywnego geniuszu Islandczyka. Jego bramki stanowią ponad jedną trzecią całościowego dorobku zespołu. Gdy ciężko zbudować groźną akcję, Albert uderza zza pola karnego – pod względem tego rodzaju strzałów jest trzeci w całej lidze, a same trafienia z tej odległości również dają mu miejsce na podium. Nie poprzestając na wykończeniu, na najwyższym poziomie stoi także umiejętność tworzenia. Ligowy lider kluczowych podań, absolutna czołówka wykreowanych sytuacji do oddania strzału – nie dziwi więc trzecie miejsce w klasyfikacji oczekiwanych asyst. Z xA wynoszącego 5.7 udało się zebrać jedynie trzy ostatnie podania. Każde z nich poprzedzało gola strzelonego przez środkowego obrońcę, co świadczy o skromnych możliwościach ofensywnych Genoi. Przeciętnie spisujący się w Serie A Matteo Retegui i miewający przebłyski Rusłan Malinowski świecą o wiele mniejszym blaskiem niż ich partner z ataku. Wykorzystać defensorów do umieszczania futbolówki w siatce Guðmundssonowi jest o tyle łatwiej, że dzierży palmę pierwszeństwa przy wszelkich stałych fragmentach gry, w których wykonywaniu czuje się znakomicie. Zatem czy najlepszy attaccante w drużynie ogranicza się do zadań ofensywnych? Absolutnie nie! Dokłada do tego tytaniczną pracę bez piłki – biega więcej niż wielu środkowych pomocników, pokonując średnio ponad 10 kilometrów podczas meczu. Powroty na swoją połowę, częste próby przechwytów i odbiorów to u niego codzienność. Mimo ogromnej intensywności Albert gra wszystko od deski do deski. Opuściwszy tylko dwa spotkania, był na boisku przez 92% możliwych minut, co jest najlepszym wynikiem w lidze wśród graczy z ataku.
Geniusz na już
Nie dziwi więc, że piłkarz rodem z Reykjaviku szybko przykuł uwagę największych marek. Jeśli tylko włoscy giganci nie pożałują oczekiwanych przez Genueńczyków 14 milionów euro i nie dadzą angielskim hegemonom sprzątnąć im Islandczyka sprzed nosa, to transfer do większego klubu wydaje się być przesądzony. Wykazująca zainteresowanie Roma ma już klasową, choć nieco szklaną dziesiątkę, także specjalizującą się w stałych fragmentach – mowa oczywiście o świetnym Paulo Dybali. Niepewna jest przyszłość Romelu Lukaku, ale w przypadku odejścia Belga priorytetem byłby nowy egzekutor. Natomiast na Milanie ciąży widmo exodusu Oliviera Giroud, więc mimo wakatu na wykonawcę karnych rossoneri będą szukali kogoś bliższego dziewiątce. Za plecami następcy Francuza znalazłoby się miejsce – co prawda Ruben Loftus-Cheek często pakuje piłkę do siatki, ale na tej pozycji powinien dawać drużynie więcej. Przejście na dwójkę napastników byłoby niepotrzebne z powodu świetnych skrzydłowych w mediolańskiej drużynie. Rozsądniejszym kierunkiem wydaje się potrzebujący jakości w ataku Juventus. Guðmundsson w preferowanej przez Allegriego formacji 3-5-2 w duecie z Vlahoviciem mógłby sprawdzić się nawet lepiej niż Federico Chiesa, czujący się pewniej bliżej linii bocznej. Jednak przyszłość trenera bianconerich stoi pod znakiem zapytania, co może zniechęcić islandzkiego zawodnika. Przejście Thiago Motty z Bolonii do Turynu rzuciłoby nowe światło na potencjalny transfer, w końcu były reprezentant Włoch fantastycznie rozwija umiejętności swoich podopiecznych. Na końcu listy chętnych czeka Inter, co prawda niepotrzebujący załatania dziury w składzie, lecz jakościowych uzupełnień kadry. Gorsze momenty Marcusa Thurama i miernie prezentujący się rezerwowi napastnicy to przecież jedne z ważniejszych powodów porażki w Lidze Mistrzów. Do drużyny latem dołączy Mehdi Taremi z FC Porto, ale władze klubu rozglądają się za kolejnym attaccante. Reprezentant Islandii, tak pasujący pod względem intensywności i wszechstronności do nerazzurrich, wydaje się być idealnym wzmocnieniem. Pojawia się jeden problem – czy tak brylujący piłkarz zgodziłby się na brak pewnego miejsca w pierwszej jedenastce? A największą stratą byłoby rezygnowanie z doskonałych SFG, na które monopol w Interze ma nieomylny Çalhanoğlu.
Będący w kwiecie wieku, posiadający wszelkie umiejętności do gry na najwyższym poziomie, za parę miesięcy niemal na pewno odejdzie do klubu kuszącego perspektywą gry w Lidze Mistrzów. A gracz o takiej charakterystyce z pewnością kusi największe kluby, potrzebujące energii i wytrzymałości w pucharach. “Islandzka perła” prawdopodobnie już przerosła jakością swojego imiennika, teraz pozostaje przypieczętować to wielkim transferem.
Bardzo dobry artykuł! Na pewno jest to zawodnik którego już niedługo zobaczymy w poście o transferze u Fabrizio Romano :]
super, więcej takich tekstów????