Zabierając się do pisania tego tekstu, szukałem inspirującej melodii, najlepiej w języku włoskim lub francuskim. Jako że językiem Moliera nie władam aż tak dobrze jak mową Dantego, skupiłem się właśnie na melodyjnym języku z Półwyspu Apenińskiego. Tutaj jednak także natrafiłem na pustkę, szukając czegoś odpowiedniego w zakamarkach mózgu.
Popijając leniwie kawę, niespodziewanie z letargu wyrwał mnie tekst… jednego z nieśmiertelnych utworów Drake’a, dobiegającego z mojej playlisty – „Started from the bottom, now we’re here”. Eureka, olśniło mnie! Nic chyba lepiej nie określa kariery Oliviera Giroud, jak właśnie ten fragment z piosenki kanadyjskiego muzyka.
Ci z was, którzy kiedykolwiek grali w Football Managera z pewnością znają termin „Wonderkid”, używany w stosunku do wyjątkowo utalentowanych młodych zawodników. To 16, 17-latkowie, którzy znajdują się w notesach wszystkich piłkarskich skautów na świecie. To gracze pokroju Bellinghama, Musiali czy Schjelderupa – już liczący się w dorosłej piłce, albo tacy, którzy zaraz wyjadą za duże pieniądze do wielkich klubów, by podbijać świat. Czy takim talentem był też Olivier Giroud? Pytanie retoryczne. Oczywiście, że nie.
Francuski snajper jako nastolatek nie był rozchwytywany przez skautów, nie biły się o niego wielkie kluby piłkarskie. Jak na gracza, który aż tyle osiągnął w światowym futbolu, historia Giroud to historia Kopciuszka – zawodnika, który naprawdę zaczynał na samym dole, jak w piosence Drake’a.
Jak zatem doszło do tego, że ten „Gokart” (o tym później) został najlepszym strzelcem w historii reprezentacji Francji?
Jesteś za ładny i jesteś z Francji
Kiedy Giroud trafił w 2012 roku do Arsenalu, potraktowano go wyjątkowo stereotypowo. Ekipa Wengera uchodziła za grającą bardzo ładnie, technicznie, ale zbyt miękko, bez charakteru. Olivier miał wpisywać się w ten wzór. Przystojny jak model, do tego pochodzący z Francji, która jest – nie owijajmy w bawełnę – średnio lubiana w Anglii. Każde nieudane zagranie Giroud było wyśmiewane, ale angielscy kibice nie przewidzieli jednego – styl gry napastnika daleki jest od tego, jak postrzega się go poza murawą. Gdy Giroud okrzepł, okazało się, że Premier League pasuje mu jak ulał.
Może przystojniak, może Francuz, ale na murawie żaden z niego mięczak. Więcej – Giroud w swojej grze był i jest częstokroć bardziej angielski, niż obecni napastnicy z Wysp Brytyjskich. Dysponuje dobrą, użytkową techniką, jest przy tym jednak wysoki i silny. Brak mu nieco szybkości, ale w Anglii od dekad kochano takie „9-tki”. Stara szkoła, jak z książki Nicka Hornby’ego. Bardzo podobał mi się cytat, który przeczytałem w jednym z niedawnych artykułów o Giroud:
„To nieco ironiczne, że gra tego przystojnego Francuza jest daleka od piękna i ma więcej wspólnego raczej z tą brzydką stroną futbolu”
Jeśli miałbym znaleźć przymiotniki określające grę napastnika reprezentacji Francji, byłyby to „użyteczny” oraz „zespołowy”. Drużyna nie podporządkowuje się Olivierowi, to Olivier gra całkowicie dla zespołu. Oczywiście, Francuz ma swoją technikę, nie jest żadnym drwalem, do tego jest wygimnastykowany, ale wiele aspektów jego gry to klasyczna szkoła oldschoolowego napastnika, grającego mocno dla zespołu.
Historia Oliviera Giroud to także doskonała historia dla każdego chłopca, który marzy o zostaniu piłkarzem. Jeśli porównamy go, na przykład, z kolegą z kadry Kylianem Mbappe to zobaczymy, jak wyboistą drogę przeszedł Giroud. Kylian w wieku 24 lat jest już mistrzem i wicemistrzem świata, uznaną marką, królem strzelców i tak dalej i tak dalej… Gdy Giroud miał 24 lata, to… debiutował dopiero w Ligue 1. W kadrze zadebiutował w wieku 25 lat, a pierwszy profesjonalny kontrakt piłkarski podpisał dopiero w wieku 21 (!) lat.
Wracając do Ligue 1 – tam Olivier rozegrał ledwie dwa sezony w Montpellier (2010-12), po czym został sprzedany do wspomnianego wyżej Arsenalu. Odchodził jako mistrz Ligue 1 i król strzelców (21 goli ex aequo z Nene, ale Giroud strzelił mniej z karnych więc to jemu przypisano tytuł najlepszego snajpera). W Arsenalu Giroud grał sześć lat, by później przenieść się do Chelsea. Od 2021 roku jest graczem Milanu, z którym w zeszłym roku wywalczył scudetto.
Przyznam się, iż jestem fanem Francuza. Dlaczego? Ponieważ jest żywym dowodem na to, że ciężka praca jest ważniejsza niż talent (oczywiście ten też Olivier posiada) i że można pozostać skromnym, wchodząc na szczyt futbolowego świata. Francuz od dziecka musiał rozpychać się łokciami – przez akademię i w końcu pierwszy zespół drugoligowego Grenoble, wypożyczenie do Istres (trzecia liga), znów drugą ligę (Tours), by w końcu w wieku 24 lat zawitać do Ligue 1.
Wielu znających Oliviera ludzi mówi, że ciężka praca i skromność stały się jego znakiem rozpoznawczym, a potwierdzają to jego postawa na boisku i poza nim oraz perfekcyjna sylwetka, której nie dostał za darmo (Giroud jest wielkim fanem siłowni). Za napastnika Milanu ręczy także jego była kolega z czasów gry w Tours, Arsenalu oraz reprezentacji Francji, Laurent Kościelny:
„Jego historia jest niesamowita i powinna być inspiracją dla każdego. Znałem go, gdy jeszcze był nikim i był dokładnie taki, jak jest teraz: skromny, tytan pracy, silny mentalnie. Nic nigdy nie było mu dane. Musiał ciężko pracować, by po latach zagrać w pierwszej lidze, by zdobyć to co ma dzisiaj, by osiągnąć sukcesy, które ma dzisiaj w swoim dorobku”
Benzema czy Giroud?
Tak, te słowa na zawsze przeszły do historii. Karim Benzema, odpowiadając na pytania kibiców na Instagramie, powiedział bez ogródek kilka kontrowersyjnych rzeczy, porównując Oliviera Giroud i siebie. W wolnym tłumaczeniu brzmiało to mniej więcej tak:
„Nie można i nie powinno mylić się bolidu z Formuły 1 z gokartem. Jestem dla niego miły, ale to ja jestem w Formule 1. On dobrze radzi sobie we Francji, ponieważ ma u boku wielkich piłkarzy. Wykonuje swoją robotę, ale nie wiem, czy wszystkim podoba się jego gra”
Te słowa wywołały niemałą konsternację i sprowokowały ogólnokrajową debatę na temat przydatności obu napastników w reprezentacji Francji. Czy Karim Benzema jest indywidualnie lepszym piłkarzem niż Giroud? Oczywiście, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Mówimy przecież o zdobywcy Złotej Piłki, żywej legendzie Realu Madryt, boiskowym czarodzieju.
Zadajmy jednak drugie pytanie – czy Karim Benzema jest lepszym piłkarzem niż Giroud w kontekście reprezentacji Francji? Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana. Giroud nie był, nie jest i nigdy nie będzie indywidualnie lepszym zawodnikiem od Karima, ale dla reprezentacji Francji okazał się bezcenny. Dlaczego? Ponieważ zawsze można na niego było liczyć, nie wywoływał kłótni oraz skandali, no i znakomicie pasuje do taktyki Didier Deschampsa, selekcjonera reprezentacji „Trójkolorowych”.
Czasem już tak jest, iż zespół piłkarski nie zawsze potrzebuje kolejnego bolidu F1, a właśnie prostego gokarta – niezawodnego i pracującego na innych. Pomimo, iż nie tak dawno Olivier Giroud został najskuteczniejszym strzelcem w historii reprezentacji Francji, pobijając rekord Thierry’ego Henry’ego (51 goli, Giroud ma obecnie 53), to nie tylko bramki, a właśnie specyficzny styl gry spowodował, że napastnik Milanu był (i nadal jest) niezastąpiony w reprezentacji „Les Bleus”.
Na niedawno zakończonych Mistrzostwach Świata Giroud zdobył cztery gole, ale zdecydowanie najciekawszą kartą w karierze Francuza jest mundial sprzed czterech lat, kiedy… został mistrzem świata, nie strzelając ani razu celnie na bramkę rywali. To kuriozum – ten środkowy napastnik zagrał we wszystkich siedmiu meczach w drodze po złoto i nie dość, że nie strzelił ani jednego gola, to nie zanotował nawet celnego strzału na bramkę. Tutaj liczyło się jednak coś innego.
Giroud grał bardzo fizycznie, absorbował obronę rywali, robił miejsce dla bolidów F1, boiskowych artystów – Mbappe czy Griezmanna. Olivier był jak taran, torujący drogę kolegom. Ten styl gry bardzo podoba się zwłaszcza Kylianowi Mbappe:
„W kadrze gram inaczej. Tutaj mam inne zadania niż w klubie. Mam tu więcej wolności. Trener wie, że jest tutaj ‘dziewiątka’ jak Giroud, który okupuje obronę rywali, a ja mogę krążyć dookoła, szukać wolnych stref, prosić o piłkę na wolne pole… w Paryżu jest zupełnie inaczej, tam jestem pivotem”
Na poparcie tej tezy swoje pięć groszy dołożył Eden Hazard, kolega Giroud z czasów gry w Chelsea:
„To nasz Target Man, może i najlepszy na świecie. Kiedy dostaje piłkę, potrafi ją utrzymać, a my ruszamy za nim”
Jak podkreślają trenerzy, Olivier Giroud ma „dobre stopy jak na wielkoluda”, dobrze gra w powietrzu i kreuje przestrzeń dla swoich kolegów z drużyny. Mieć takie wsparcie na szpicy ataku? Marzenie dla wszystkich piłkarzy bazujących na szybkości i technice.