Gianfranco Zola – Symbol przemian w Premier League lat 90. Prawdziwy piłkarski magik, który fachu uczył się od samego Diego Armando Maradony. Na salony wprowadził go Luciano Moggi, wyciągając z czeluści Serie C. Święcił sukcesy we Włoszech, rozkochał w sobie Anglię i stał się legendą londyńskiej Chelsea, udowadniając, że na Wyspach Włosi też mogą sobie poradzić. Oto krótka historia filigranowego piłkarza o wielkich umiejętnościach.
Ten filigranowy futbolowy geniusz przyszedł na świat w małej wiosce Oliena w prowincji Nuro, tuż przy zboczach góry Corrasi, w wigilię rozpoczęcia mistrzostw świata w Anglii, czyli 5 lipca 1966 roku. Historia jego dzieciństwa nie różni się wiele od podobnych mu chłopaków, którzy w późniejszych latach zostawali bardziej lub mniej znanymi piłkarzami. Naturalnie, od najmłodszych lat zafascynowany był piłką nożną, co pchnęło go w 1984 roku w kierunku jego pierwszej drużyny – lokalnego Nuorese. Spędził tam dwa sezony, gdzie w drugim z nich już stał się czołową postacią drużyny, zdobywając 9 bramek w 24 spotkaniach.
Kolejnym etapem jego rozwoju był pobyt w Sassari Torres. Tam z miejsca stał się gwiazdą drużyny, którą poprowadził do awansu do Serie C1. Po awansie pozostawał zawodnikiem Sassari jeszcze przez dwa sezony, aż do ukończenia 23 roku życia. Wówczas, jako jeden z najbardziej obiecujących talentów włoskiej piłki, został wypatrzony przez dyrektora sportowego SSC Napoli. Postać, której nikomu w świecie włoskiego futbolu nie trzeba chyba przedstawiać – Luciano Moggi. Latem 1989 roku Zola wkracza na salony Serie A, jednak nie to jest dla niego w tym momencie najważniejsze. Spełniło się bowiem jego najskrytsze marzenie – zagrać u boku swojego o sześć lat starszego idola i niekwestionowanego gwiazdora światowego futbolu tamtych lat – Diego Armando Maradony.
Zola: uczeń Maradony
Zola trafił do klubu ze stolicy Kampanii w jego złotym i najlepszym okresie w historii, który zapoczątkowany został wraz z przybyciem Maradony w 1984 roku. Według miejskich legend, sam Boski Diego cieszył się z pozyskania młodego Zoli, jednak nie chodziło o walory czysto piłkarskie. „W końcu jest w klubie ktoś, kto jest niższy ode mnie” – żartował Maradona – Włoch mierzył bowiem zaledwie 168 centymetrów.
Z czasem narodziła się między nimi niewidzialna nić porozumienia, która przerodziła się w wielką przyjaźń. Był to niezwykle cenny czas dla filigranowego Włocha. Trenował u boku najlepszego z najlepszych i wykorzystywał to w pełni. „Wszystkiego nauczył mnie Diego. Przyglądałem się jego grze, ćwiczeniom, sposobie poruszania się po boisku. Biłem rzuty wolne dokładnie tak jak on. Za wszelką cenę chciałem być taki jak on”.
W swoim debiutanckim sezonie w Napoli Zola rozegrał zaledwie siedem spotkań, w których zdobył dwie bramki. Niewiele prawda? Jednak gdy okazuje się, że jedna z tych dwóch bramek zaważyła na zdobyciu mistrzostwa kraju, na całą sprawę patrzy się już inaczej. Bramka dająca zwycięstwo w meczu z Genoą w doliczonym czasie gry, dała Partenopei możliwość utrzymania dwupunktowej przewagi nad Milanem. Poza tym, rolą Zoli na boisku nie było zdobywanie bramek, miał kreować sytuacje dla potężnego argentyńsko-brazylijskiego ataku w postaci Maradony i Carecy. Zdobyte przez Napoli drugie w historii scudetto w sezonie 1989/90 było dla Zoli pierwszym, jak również ostatnim mistrzostwem Włoch w karierze. Partenopei kilka miesięcy później dołożyli do tego sukcesu kolejny, a zarazem ostatni na kolejne 22 lata – zdobyli Superpuchar Włoch w starciu ze znienawidzonym Juventusem.
Koniec złotej ery Napoli
Niestety dla Napoli, ich złoty okres nie trwał długo. Wszystko bardzo szybko posypało się jak domek z kart. Obrona mistrzowskiego tytułu okazała się kompletną klapą, w europejskich pucharach również nic nie szło tak jak powinno, a gwoździem do trumny był oblany test antydopingowy Diego Maradony, przez który Argentyńczyk został zawieszony na 15 miesięcy i ostatecznie opuścił Włochy w atmosferze skandalu. Tym samym Zola został bez swojego nauczyciela i musiał pokazać na co go stać.
Poradził sobie z presją bardzo dobrze, stopniowo ugruntowując i budując swoją markę, czego efektem był debiut w kadrze narodowej, który nadszedł 13 listopada 1991 roku. Po odejściu Maradony, to właśnie Zola stał się ulubieńcem kibiców, dziedzicząc numer po Diego. Niestety dobra gra Zoli nie przekładała się na wyniki sportowe drużyny. Kibice złudnie wierzyli, że klub bez Maradony nadal będzie w stanie walczyć o najwyższe cele. Rzeczywistość szybko zweryfikowała marzenia neapolitańczyków. Drużynie szło źle do tego stopnia, że kolejne dwa, w zasadzie bliźniacze sezony, zakończyli na 11 miejscu w tabeli, chwilami ocierając się nawet o spadek do Serie B.
W 1993 roku do tego wszystkiego dołączyły problemy ekonomiczne. Klub stracił płynność finansową i popadł w długi. Nie było zatem wyjścia – w celu ratowania klubu zapadła decyzja o sprzedaży swoich najlepszych zawodników. Ze Stadio San Paolo pożegnał się Careca, a następny w kolejce był Zola. Rok później przyszedł także czas na Daniela Fonsecę oraz Ciro Ferrarę.
Zola w Parmie
Gdy za 13 milionów lirów Zola opuszczał Neapol, kibice byli wściekli, zarzucając zawodnikowi zdradę. Ten bronił się mówiąc, że sytuacja wygląda zgoła inaczej, ale nikt nie chciał wtedy tego słuchać. Zostawiając rozgoryczonych kibiców wyruszył w kierunku Parmy, gdzie czekał już na niego trener Nevio Scala.
Zola po raz kolejny miał wiele szczęścia. Trafił do Parmy w czasie, kiedy ta rosła w siłę i każda drużyna Serie A musiała się z nią liczyć. Dziś wielu kibiców tamte czasy parmeńskiej drużyny wspomina z rozrzewnieniem. Był to bowiem najlepszy z ich okresów w historii.
W debiutanckim sezonie, pod okiem Nevio Scali, Zola stał się zawodnikiem jeszcze bardziej kompletnym. Oprócz świetnego kreowania sytuacji dla swojego partnera w ataku Faustino Asprilli oraz innych kolegów z drużyny, okazał się także genialnym strzelcem, co pozwoliło mu uzyskać status najlepszego snajpera w drużynie. Parma zakończyła sezon na miejscu premiowanym awansem do Pucharu UEFA, z zaledwie 9-punktową stratą do lidera. Jedyną rysą na tym sezonie pozostawał przegrany finał Pucharu Zdobywców Pucharów z Arsenalem.
W sezonie 1994/95 Parma toczyła we Włoszech, a także w Europie bratobójczy pojedynek z Juventusem, z którego w zasadzie wyszła zwycięsko. Zola w całym sezonie zanotował 28 trafień i ponownie stał się najlepszym strzelcem w drużynie, Parma zaś zajęła zaskakujące trzecie miejsce w lidze przegrywając wicemistrzostwo jedynie bilansem bramkowym z Lazio. Scudetto powędrowało do Juventusu, podobnie jak Puchar Włoch, który Crociati przegrali w dwumeczu 3:0. Jednak najcenniejsze trofeum możliwe do zdobycia w tym sezonie przez bianconerich i gialloblu trafiło do rąk Parmy i miał w tym oczywiście swój udział mały magik z Olieny.
Era Ancelottiego
Przed startem sezonu 1995/96 do zdobywców Pucharu UEFA dołączyły kolejne gwiazdy. W klubie pojawili się Christo Stoiczkow, Fabio Cannavaro oraz Filippo Inzaghi. Nastał także czas Gianluigiego Buffona, który na stałe przeniósł się do pierwszego składu, opuszczając tym samym drużynę primavery Crociatich. Oczekiwania wobec drużyny były ogromne, jednak sezon nie należał już do tak udanych jak dwa poprzednie. Zola ponownie był najlepszym strzelcem drużyny, jednak na jego koncie znalazło się już tylko 12 bramek. Parma zajęła szóste miejsce w Serie A, przegrała Superpuchar Włoch, a także szybko odpadła z Pucharu UEFA i Pucharu Włoch.
Słabe wyniki drużyny z takim potencjałem skutkowały zmianą trenera. Nastały rządy Carlo Ancelottiego, który niestety dla Zoli nie miał dobrych informacji. Transfery do klubu Hernana Crespo i Enrico Chiesy zepchnęły Zolę z piedestału. Nowy szkoleniowiec preferował ustawienie 4-4-2, w którym byłego zawodnika Napoli wystawiał jako lewego pomocnika. Była to rzeczywistość do której Gianfranco nie potrafił się dostosować. Ancelotti z czasem zaczął uważać Zolę za ciało obce w drużynie, które nie pasuje do jego stylu gry. I tak w listopadzie 1996 roku panowie podziękowali sobie wzajemnie i każdy poszedł w swoją stronę. Nieoczekiwanie dla Zoli oznaczało to wyprawę na Wyspy Brytyjskie.