Filippo Inzaghi – wyjątkowy boiskowy egoista i bezlitosny egzekutor. Zdobył ponad 300 bramek, praktycznie żadna z nich nie była wyjątkowej urody, chociaż znalazłoby się kilka zasługujących na uznanie. Napastnik, który urodził się na linii spalonego. Tak przynajmniej mówił o nim Sir Alex Ferguson, będąc pod wrażeniem jego gry przeciwko Manchesterowi United w Lidze Mistrzów. Superpippo, jak mawiali o nim kibice, nigdy nie słynął ze zdobywania przepięknych i efektownych bramek, nigdy nie był też wybitnym dryblerem. Całą swoją sławę zawdzięcza zabójczemu instynktowi ustawiania się na boisku i wprost niezwykłemu sprytowi w polu karnym. Piłkarz, który potrafił strzelić gola z niczego, dosłownie każdą częścią swojego ciała. W swojej karierze wygrał wszystko, co było do zdobycia w zawodowej piłce. Oto historia piłkarza, który potrafił zdobywać najważniejsze bramki w najmniej oczywisty sposób.
Futbol przekazany w genach
Urodził się 9 sierpnia 1973 roku w małej, zaledwie siedmiotysięcznej, miejscowości Rottofreno niedaleko Piacenzy. Swoją pasję do piłki nożnej odziedziczył po ojcu Giancarlo, który w przeszłości był piłkarzem-amatorem, a na co dzień pracował jako kierownik firmy tekstylnej. Sławy w sporcie nie zdobył, miał w sobie jednak wiele pasji. Wspólne zainteresowanie czasami doprowadzało do szału matkę piłkarza – Marinę, w domu bowiem, młody Filippo razem ze swoim młodszym o trzy lata bratem Simone, kopali wszystko, co uznali za możliwe do zabawy. Po pokojach latały zatem piłki tenisowe, puszki, kulki z papieru, a nawet abażury.
Żeby uratować to, co możliwe przed zniszczeniami, rodzice zapisali młodego Filippo do małego zespołu San Nicolò, gdzie zaczął występować, zanim osiągnął wymagany wiek. Klub zdecydował się na taki krok, widząc z jaką łatwością młody Pippo zdobywa bramki. Dlatego też początkowo zawyżali jego wiek, dając mu 12 miesięcy więcej niż siedmiolatek miał w rzeczywistości.
Towarzyszami dopingującymi Inzaghiego z trybun byli oczywiście jego ojciec i młodszy brat, który niewiele później dołączył do Filippo i również rozpoczął karierę piłkarską. Pippo ciężko trenował, by udowodnić swoją wartość. Chciał zaimponować swojemu ojcu, a także stać się piłkarzem na miarę swoich idoli: Marco Van Bastena i Paolo Rossiego.
Piacenza i wypożyczenia
W 1985 roku, po trzech latach treningów w San Nicolò, trafił do młodzieżowej drużyny Piacenzy, w której doskonalił swoje umiejętności pod okiem trenerów Primavery, w tym Giancarlo Celli, którego do dziś wspomina jako jednego z najlepszych, z którymi przyszło mu pracować. „Mister Cella to jeden z wielu trenerów jakich miałem. Jednak to jego najchętniej wspominam. Wiedział, że ma do czynienia z młodymi chłopakami i potrafił dostosować się do nich, byśmy wszyscy nadawali na tych samych falach. Był niezwykły” – wspominał po latach Inzaghi.
Po przygodzie z młodzieżówką przyszedł czas na debiut w dorosłej drużynie: 1 grudnia 1991 roku. Niestety, był to wówczas jego jeden z dwóch występów w pierwszej drużynie Piacenzy na poziomie Serie B. Klub postanowił wypożyczyć swojego piłkarza, by ten nabierał doświadczenia w niższej klasie rozgrywkowej. Nie było w tym krzty oryginalności, ot typowa zagrywka włoskich klubów, która nie zmieniła się do dziś.
Inzaghi trafił do trzecioligowego zespołu SC Leffe (obecnie AlbinoLeffe), z miejscowości o tej samej nazwie, leżącej w dolinie Val Seriana, w rejonie Bergamo. To jedna z tych miejscowości, w której nie ma nawet stadionu, a samo boisko. Tam trafił pod skrzydła Bortolo Muttiego, trenera, który w tym samym roku doprowadził Leffe do awansu z Serie C2 do C1. „Pippo był wciąż nieopierzonym chłopakiem, miał jednak wielką chęć uczenia się. Wykazywał się też nieprawdopodobnym ciągiem na bramkę i wyjątkowym instynktem grając w polu karnym”.
Początki Inzaghiego w Leffe nie były łatwe. Jego instynkt początkowo na niewiele się przydał. Pippo sporo czasu spędzał na ławce rezerwowych tłamsząc w sobie wielkie pragnienie gry. „Miałem 19 lat, byłem daleko od domu. W niektóre bezsenne noce zastanawiałem się, po co mi to było. Kto mnie do tego zmusił. To był punkt zwrotny w tej przygodzie. Mogłem się poddać jak wielu innych, których znałem. Zamiast tego zacisnąłem zęby i wytrzymałem”.
Przesiadywanie na ławce rezerwowych nie powstrzymało jednak młodego Inzaghiego przed zdobyciem 13 bramek w 21 występach dla swojej drużyny. Nie przeszło to bez echa. Po zawodnika zgłosił się Hellas Verona. Tam Pippo powędrował na kolejny sezon, w którym powtórzył wyczyn z Leffe, zdobywając 13 bramek. Tym razem jednak potrzebował do tego 36 spotkań. Był to jednak sygnał dla Piacenzy, że już czas wprowadzić swojego wychowanka do gry we własnej drużynie.
Nieudany sezon w Parmie
Powrót okazał się korzystny dla obu stron. Piacenza zyskała zawodnika, który w 37 występach wpisał się na listę strzelców 15-krotnie, czym walnie przyczynił się do awansu do Serie A, a Inzaghi mógł zasmakować nowych wyzwań i rozwijać swój talent, a także przyciągnąć uwagę większych klubów.
Podczas letniego okienka transferowego przed sezonem 1995/96 po zawodnika zgłosiła się Parma, prowadzona przez Nevio Scalę. Transfer do klubu takiego formatu, w którym grali Tomas Brolin, Gianfranco Zola, Antonio Benarrivo, Dino Baggio, Faustino Asprilla, Roberto Sensini oraz młody Gianluigi Buffon, był jak spełnienie marzeń. W tym samym okienku klub zasilili także Fabio Cannavaro, oraz Christo Stoiczkow. Plejada gwiazd i młody Inzaghi.
Niestety, sezon spędzony w Parmie nie był udany dla Superpippo. Zdobył w nim zaledwie dwie ligowe bramki. Był to również efekt kontuzji, której doznał podczas jednego z treningów. Inzaghi złamał piątą kość śródstopia, co wyeliminowało go z gry na 60 dni, z długą rehabilitacją w tle. Włodarze gialloblu, a także następca Nevio Scali – Carlo Ancelotti nie chcieli zaryzykować, dając Włochowi kolejną szansę i zawodnik po zakończeniu zmagań w sezonie 1995/96 opuścił klub. Sam Inzaghi nie ma jednak o to żalu, szczególnie do trenera Scali: „Nevio Scala doceniał mnie jako piłkarza. Udowodnił to tym, że od początku stawiał na mnie w pierwszym składzie, zarówno w lidze jak i Pucharze Zdobywców Pucharów. Co więcej, kiedy w zimowym oknie transferowym zgłosiło się po mnie Napoli, trener wyraził swój sprzeciw i nakazał zatrzymać mnie w klubie”.
Capocannoniere i transfer do Juventusu
Kolejny sezon rozpoczął już jako zawodnik Atalanty, do której trafił za zaledwie 90 tysięcy euro. W Bergamo dowiódł, że przystanek w Parmie był jedynie nic nieznaczącym wypadkiem przy pracy. Swoją wartość dla klubu udowodnił zdobywając tytuł capocannoniere sezonu 1996/97 z 24 bramkami na koncie. Tytuł ten był jeszcze okazalszy przez fakt, że Pippo trafił do siatki każdego ligowego rywala Atalanty. 24-letni Włoch otrzymał także tytuł Młodego Piłkarza Roku Serie A. W ostatniej kolejce Serie A symbolicznie założył kapitańską opaskę. „To nie on uwielbiał gole, to one kochały jego” – podsumował po sezonie trener Emiliano Mondonico.
Wspaniały sezon w Atalancie zaowocował transferem do włoskiego topu. 1 lipca 1997 roku po Inzaghiego zgłosił się dyrektor sportowy Juventusu – Luciano Moggi, który poszukiwał nowego idealnego partnera do ataku dla Alessandro Del Piero. Oprócz Alexa na Inzaghiego czekali także Zinedine Zidane, Antonio Conte, Angelo Di Livio oraz Didier Deschamps.
Po transferze do Starej Damy, prasę obiega informacja dostarczona bezpośrednio przez matkę piłkarza. „Inzaghi Juventino da Sempre”. Pani Marina Inzaghi pochwaliła się prasie zdjęciem 5 letniego Pippo w koszulce Juventusu. Prasa podchwyciła temat momentalnie, chociaż pojawiły się znaki zapytania. Przecież sam Pippo deklarował, że jest kibicem Interu.
Filippo nie przejmował się jednak tym, co dzieje się w prasie. On chciał tylko grać i zdobywać bramki. Z kibicami przywitał się wyśmienicie. Lepszego debiutu w Juventusie nie mógł sobie wymarzyć. Zdobył dublet w spotkaniu o Superpuchar Włoch przeciwko Vicenzie. „Koszulka Juve to moja druga skóra” – mówi w wywiadach (przynajmniej do roku 2000).