Paolo Di Canio

Paolo Di Canio: Niespełniony piłkarz z łatką faszysty

Paolo Di Canio – postać wybitnie nieszablonowa. Niewielu jest tak barwnych i kontrowersyjnych piłkarzy w historii futbolu, jak on. Swoim zachowaniem przebijał nawet wybryki Paula Gascogine’a. Człowiek, który posiadał wybitną umiejętność palenia za sobą mostów, przez co nigdy nie zagrał w reprezentacji Włoch. Stadionowy chuligan z łatką faszysty. Boiskowy walczak i fanatyk piłkarski, który zdobył nagrodę FIFA Fair Play. Był znakomitym włoskim napastnikiem, ale z pewnością nie zrobił kariery na miarę swojego nieprawdopodobnego potencjału.

Urodził się 9 lipca 1968 roku w Rzymie, w dzielnicy Quarticciolo, powszechnie uważanej za strefę kibiców Romy. W dzieciństwie nie miał łatwo, głównie przez swoje złe nawyki żywieniowe, a konkretniej miłość do słodyczy, którymi obżerał się bez opamiętania do tego stopnia, że rówieśnicy z podwórka przezywali go „Palloca”, czyli kulka smalcu. Dokładając do tego przymus noszenia butów ortopedycznych i nocne moczenie łóżka, mamy przed sobą pełny obraz nędzy i rozpaczy. Tym większe może być nasze zdziwienie, że ten otyły i niezbyt lubiany chłopaczek przeszedł prawdziwą przemianę, którą porównać można do hartowania stali. I chociaż w kaszę nie dawał sobie dmuchać, o czym świadczyły także częste bójki, w które się wdawał, lekkiego życia nie miał.

Mając dość ciągłych wyzwisk i braku przyjaciół, wziął się za siebie, wyszczuplał, nabrał mięśni i charakteru. Już od najmłodszych lat szedł pod prąd, często wybierając kontrowersyjne rozwiązania. Jednym z nich była wręcz fanatyczna miłość do Lazio, pomimo miejsca swojego zamieszkania. „Moich trzech braci kibicowało Romie, musiałem się im postawić. W każdym z nas mieszka anioł i demon”. Fanatyczna miłość do biancocelestich doprowadziła go nawet do wstąpienia w szeregi grupy kibicowskiej Irriducibilli, będących najbardziej radykalnym odłamem stołecznych fanatyków. To właśnie tam zafascynował się faszyzmem, który miał nieustannie ciągnące się za nim skutki, przez całe jego życie i karierę.

Początki kariery

Prawdopodobnie gdyby nie równie silna fascynacja grą w piłkę, dziś mówilibyśmy o jednym z bardziej znanych rzymskich mafiozów, a nie o wielkim piłkarskim talencie.

Piłkarską karierę rozpoczął od gry dla młodzieżowej drużyny Pro Tevere Roma. Podczas jednego z występów został wypatrzony przez Aldo Angelucciego, ojca jednego ze swoich boiskowych przeciwników. Mężczyzna opisał występ Di Canio w lokalnym Corriere Laziale, wychwalając go i opisując jako talent na miarę Lazio. Niewiele później wstąpił w szeregi młodzieżowej akademii biancocelestich, gdzie rozpoczęła się na dobre jego kariera.

W Lazio, chcąc zapewnić utalentowanemu piłkarzowi więcej miejsca do rozwoju, postanowiono wypożyczyć go do grającej w Serie C2 Ternany. Spędził tam sezon 1986/87, który mógł nawet zakończyć jego karierę, z powodu ciężkiej kontuzji. Na szczęście Di Canio należał do twardzieli i wykaraskał się cudem z poważnego urazu i triumfalnie powrócił do Lazio.

W drużynie seniorów zagrał po raz pierwszy mając 20 lat. 9 października 1988 roku zadebiutował pod wodzą trenera Giuseppe Materazziego w spotkaniu z Ceseną, zremisowanym przez biancocelestich 0:0. Lazio grało wówczas w Serie B, jednak już niebawem miało powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Derby della Capitale

Miejsce w pierwszym składzie Di Canio wywalczył sobie 15 stycznia 1989 roku, podczas derbowego meczu z Romą, gdzie stał się bohaterem drużyny, zdobywając zwycięską bramkę na 1:0. Po strzeleniu gola Di Canio podbiegł pod trybunę zajmowaną przez kibiców giallorosich i wykonał dokładnie ten sam gest, co 15 lat wcześniej inna legenda Lazio, Giorgio Chinaglia, celując w kibiców palcem wskazującym. Były to pierwsze derby Rzymu wygrane przez biancocelestich, po trzech latach nieobecności w Serie A.

Wydawać by się mogło, że kibice zyskali nowego idola, który na lata pozostanie ich ulubieńcem, los miał jednak dla Paolo zupełnie inny pomysł. W 1990 roku, ówczesny prezes Lazio, Gianmarco Calleri, postanowił spieniężyć kartę zawodniczą trudnego wychowanka i oddał go do Juventusu za 7,5 miliarda lirów.

Bójka z Trapattonim

W Turynie Di Canio spędził trzy lata. Zważywszy na jego trudny charakter można uznać, że był to szmat czasu, jak na klub, w którym dość rygorystycznie podchodzi się do wielu spraw. Wychowanek Lazio popadał co chwilę w pomniejsze konflikty, najpierw z Gigim Maifredim, a następnie Giovannim Trapattonim. Konkurencja do gry w pierwszym składzie również była spora i nie ułatwiała zawodnikowi aklimatyzacji. W zespole byli tacy piłkarze jak Vialli, Baggio, Möller, Casiraghi, czy Schillaci. Zarówno Maifredi jak i Trapattoni starali się więc na siłę przekwalifikować Di Canio na skrzydłowego. Skutek był jednak marny. Nie umiał na stałe przekonać do siebie szkoleniowców na swojej nominalnej pozycji, a konflikty, które powodował, nie ułatwiały zadania.

Przygoda Paolo z Juventusem zakończyła się w 1993 roku, dość burzliwie. Podczas jednej z kłótni z Trapattonim omal nie doszło do rękoczynów. Konieczne było rozdzielenie obu panów. Po rozegraniu 112 spotkań, w których zdobył 7 bramek, Di Canio opuścił Turyn z Pucharem UEFA na koncie i przeniósł się do stolicy Kampanii, by bronić barw miejscowego Napoli.

Sezon w Napoli i powtórka z rozrywki w Mediolanie

W Neapolu, pod wodzą Marcello Lippiego, wytrzymał zaledwie sezon. Tu również nie potrafił do końca się zaaklimatyzować, chociaż wyglądało to lepiej niż w drużynie Starej Damy. Czas w ekipie spod Wezuwiusza może być przez niego uznawany za średnio udany. W błękitnej koszulce rozegrał 27 spotkań, strzelając 5 goli. Następnie odszedł do Milanu. W ekipie rossonerich doszło do powtórki z rozrywki z Turynu – gdyby nie koledzy z drużyny Di Canio pobiłby się z Fabio Capello. Po dwóch sezonach i rozegraniu 53 spotkań, w których świętował z kolegami zdobycie scudetto w sezonie 1995/96, opuścił Mediolan.

We Włoszech nikt nie chciał już wychowanka Lazio w swoim klubie, tym bardziej, że był skonfliktowany z wysokiej rangi trenerami jak Trapattoni czy Capello. Był spalony. Jego trudny charakter oraz faszystowskie upodobania sprawiły, że nie mógł liczyć na grę w żadnej liczącej się drużynie. Podpadł tak mocno, że nigdy nie zgłosił się po niego żaden selekcjoner Italii. Zbliżał się do trzydziestki i wydawało się, że w piłkarskim świecie zostanie zapamiętany jedynie jako furiat z niespełnionym talentem. „Musiałaby zapanować plaga dżumy, żebym go powołał” – tak na pytanie o powołanie do reprezentacji odpowiedział Trapattoni.

„Jesteście gówno warci”

Po spaleniu za sobą wszystkich mostów we Włoszech wyemigrował na Wyspy Brytyjskie. Okazało się, że tam odnalazł swoje miejsce. Najpierw zakotwiczył w szkockim Celticu. Zdobył 15 bramek i z miejsca został uznany za najlepszego piłkarza sezonu 1996/97 ligi szkockiej. Niestety, świetna gra nadal nie szła w parze z charakterem. Di Canio wciąż miał gorącą głowę i nie mógł powstrzymać się od boiskowych konfliktów. W derbowym meczu przeciwko Rangersom starł się dwukrotnie z Ianem Fergusonem. Po końcowym gwizdku wpadł natomiast w taką furię, że ponownie potrzebni byli koledzy z drużyny, by nie skończyło się na rękoczynach. Zyskał tym wybrykiem sympatię ultrasów Celticu, jednak sędziowie nie byli zachwyceni. Włoch po meczu został wezwany przez sędziów, gdzie otrzymał drugą żółtą kartkę i zawieszenie.

Po zakończonym sezonie Di Canio zażądał podwyżki. Wygórowane wymagania piłkarza spotkały się ze zdecydowaną odmową władz klubu, co doprowadziło do kolejnego konfliktu. Paolo w dobitny sposób postanowił wyłożyć piłkarzom i dyrektorom co o nich myśli oraz dlaczego nie potrafią od dekady pokonać Rangersów. „Stale przegrywacie z Rangersami bo jesteście gówniani. Nie potraficie podawać, gracie gówno i jesteście gównianymi piłkarzami. Jednym zdaniem, jesteście gówno warci”.

Jak nietrudno się domyślić, słowa te były przysłowiowym gwoździem do trumny i zakończyły karierę Włocha w szkockim zespole. Żeby było ciekawie, już w kolejnym sezonie Celtic świętował mistrzostwo, jednak już bez Di Canio w składzie, który został zastąpiony przez Henrika Larssona. Po tym co Szwed osiągnął w barwach Celticu, w Glasgow już nikt o Włochu nie pamięta.

Strony: 1 2 3 4

Udostępnij ten tekst:

Powiadom
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze