Przełom lat ’80 i ’90 w Milanie to przede wszystkim słynne trio Latających Holendrów, stalowa obrona pod panowaniem Franco Baresiego i Paolo Maldiniego, złoty deszcz trofeów. Po prostu złote lata prezydentury Silvio Berlusconiego. Pośród tych wszystkich sukcesów w czerwono-czarnych barwach kryje się jednak jeden bardzo niedoceniany i cichy bohater. Sprowadzony do Milanu z targanej wojnami części Europy, jako kaprys Berlusconiego, któremu początkowo nie ufał Fabio Capello. Ostatecznie jeden z ojców sukcesu słynnej wygranej z Barceloną. Bałkański geniusz – Dejan Savicević.
Historia Dejana Savicevicia zaczyna się 15 września 1966 roku w Titogradzie, czyli dzisiejszej Podgoricy, stolicy Czarnogóry. Jest synem Vladimira i Vojki, pracowników linii kolejowych. Dorastał razem z bratem Goranem w dzielnicy Drač, w pobliżu dworca kolejowego.
Jako dzieciak był bardzo żywy, często impulsywny. Mało się uczył i uwielbiał karate. Futbol był jego drugą pasją. Od najmłodszych lat biegał za piłką razem z przyjaciółmi z sąsiedztwa, a także w klubie OFK Titograd. Właściwą karierę piłkarską rozpoczął w wieku 16 lat, szybko stając się niekwestionowanym liderem lokalnego klubu Buducnost. Był nieprzewidywalny i znakomity technicznie, mógł grać jako napastnik, skrzydłowy lub tuż za formacją ataku. Genialny drybling z chirurgicznie precyzyjną lewą nogą i talentem do szybkiego asystowania sprawiał, że był koszmarem obrońców.
Crvena Zvezda
Latem 1988 roku interesowały się nim już wszystkie kluby z czołówki pierwszej ligi jugosłowiańskiej z belgradzkimi Crveną Zvezdą oraz Partizanem, a także Hajdukiem Split, Dinamem Zagrzeb i Vojvodiną Nowy Sad na czele. Młody Dejan miał ogromny problem z wyborem właściwej drużyny, ostatecznie postawił jednak na Czerwoną Gwiazdę.
Klub mający w składzie takie gwiazdy jak Savicević, macedoński napastnik Darko Pancev, serbski obrońca Sinisa Mihajlović, czy Chorwat Robert Prosinecki, był uosobieniem jugosłowiańskiego futbolu w tym czasie. W 1991 roku drużyna osiągnęła swój szczyt, zdobywając Puchar Mistrzów, po pokonaniu Olympique Marsylia w rzutach karnych w finale, który został rozegrany we włoskim Bari. Triumf Crveny Zvezdy był przyczyną prawdziwego święta narodowego w ubogiej Serbii, która właśnie zmierzała w swój najgorszy okres od czasów II wojny światowej. Po tym triumfie, Savicević został wyróżniony przez France Football drugim miejscem w plebiscycie na Najlepszego Piłkarza Europy. 8 grudnia 1991 roku zdobył z belgradzkim klubem kolejne trofeum, jakim był Puchar Interkontynentalny, pokonując chilijskie Colo-Colo 3:0. Łącznie z Czerwoną Gwiazdą, Savicević, oprócz międzynarodowych trofeów wygrał także dwa Puchary Jugosławii oraz trzy mistrzostwa.
Początek przygody w Milanie
Latem 1992 roku o Dejana pytała połowa piłkarskiej Europy. Zawodnik po raz kolejny miał duży problem z wyborem nowego klubu, wiedząc, że w obecnym osiągnął już wszystko. Ostatecznie postanowił przystać na warunki zaproponowane przez Silvio Berlusconiego. W tamtym czasie naszpikowana gwiazdami Serie A jawiła się jako potęga, pojawienie się w niej Savicevicia jeszcze bardziej wzmocniło tę reputację. Trafił do wielkiego Milanu, w którym również spotkał prawdziwy gwiazdozbiór piłkarski.
Pierwszy sezon w Mediolanie nie był jednak usłany różami. Pomimo wielkiego zachwytu Berlusconiego, a także Marco Van Bastena, do zawodnika nie był przekonany trener Fabio Capello. Ten uważał nowy nabytek za ekstrawagancji kaprys prezydenta rossonerich. W połączeniu z obowiązującą zasadą jedynie trzech obcokrajowców w składzie na mecz, Savicević musiał pogodzić się z niewielką ilością czasu na boisku, tym bardziej, że za konkurentów miał Gullita, Rijkaarda, Van Bastena, Jean Pierre’a Papina, który dołączył do Milanu z Marsylii w tym samym okienku, a także Zvonimira Bobana. Wszyscy walczyli o trzy miejsca dla stranierich w składzie genialnego Milanu.
W rezultacie Savicević zaszczycił boisko tylko dziesięć razy w swoim debiutanckim sezonie i nie strzelił gola aż do końca stycznia, który był jego pierwszym z zaledwie czterech trafień w całym sezonie. Tymczasem Milan obronił scudetto i dotarł do finału Ligi Mistrzów, gdzie niespodziewanie uległ Marsylii. Pomimo dobrej postawy rossonerich, Dejan nie mógł zaliczyć tego sezonu do najlepszych. Mówiono nawet, że opuści klub przed startem kolejnych rozgrywek.
Weto Berlusconiego
Berlusconi był jednak nieugięty. Nie tylko zabronił sprzedawać zawodnika w letnim marcato, ale także naciskał, by ten otrzymał więcej szans na grę. Z klubu odeszli Gullit i Rijkaard, Van Basten natomiast dochodził siebie po kontuzji kostki. Tym sposobem, jedynymi obcokrajowcami walczącymi o miejsce w składzie na pierwszą część sezonu pozostali Papin, Boban i Savicević.
Przygotowania do sezonu z Saviceviciem w składzie przebiegały bardzo dobrze. Nie minęło jednak wiele czasu, a Fabio Capello ponownie zaczął okazywać swój brak zaufania i niechęć do Czarnogórca, wielokrotnie zastępując go Roberto Donadonim. Kwestią czasu pozostawała utrata miejsca w składzie na rzecz Włocha. Wobec takiej postawy trenera, Savicević będąc mocno sfrustrowany, wylał swoje żale przed mediami, co doprowadziło do poważnej konfrontacji z Capello. Zrobiło się gorąco, jednak ostatecznie panowie doszli do porozumienia, chociaż to trener dyktował warunki i jasno to okazywał.
Savicević otrzymywał więcej szans na grę, jednak Capello pomijał go w składzie w meczach derbowych, czy spotkaniach z Juventusem. Z czasem wszystko wróciło do normy, Czarnogórzec znów wylądował na ławce i pojawiał się sporadycznie. Napięcie ponownie sięgnęło zenitu, kiedy byłą gwiazda Crveny Zvedy zasiadła na ławce rezerwowych w meczu Ligi Mistrzów. Punktem krytycznym był brak powołania na mecz z Sao Paolo w ramach Pucharu Interkontynentalnego. W efekcie Savicević odmówił trenerowi zajęcia miejsca na ławce rezerwowych w kolejnym meczu europejskich pucharów, dodatkowo szeroko krytykując taktykę Capello we włoskich gazetach. Stosunki między Saviceviciem a Capello były tak zaognione, że całą sytuacją ponownie musiał zająć się Silvio Berlusconi. W efekcie, druga połowa sezonu przebiegała już po myśli Czarnogórca, który zapewnił sobie miejsce w podstawowej jedenastce.
Droga na szczyt
Milan zdobył trzecie z rzędu scudetto, jednak konserwatywny styl gry Fabio Capello zaczął być uciążliwy nie tylko dla Savicevicia, ale także innych zawodników. „Jeśli nasz system wygląda nudno z trybun, to gra musi być jeszcze gorsza” – mówił Jean Pierre Papin. Ta i jej podobne wypowiedzi nie przeszły bez echa we Włoskim Związku Piłki Nożnej, którego włodarze postanowili zmodyfikować zasady punktowania zwycięstw w lidze, przyznając za wygraną 3, a nie jak dotychczas 2 punkty.
Zadowolony z gry w pierwszym składzie Savicević brylował na boiskach Serie A, rzadko pojawiał się jednak na meczach w Europie, które w większości oglądał z ławki rezerwowych. Zmieniło się to w półfinale rozgrywek kiedy rossoneri natchnieni wspaniałą grą Czarnogórca rozgromili Monaco 3:0. W finale czekał barceloński „Dream Team” Johana Cryuffa. Milanowi nikt nie dawał szans, tym bardziej, że cała strategia Fabio Capello wzięła w łeb, w momencie kiedy w drużynie posypały się kontuzje i zawieszenia. Franco Baresi i Alessandro Costacurta musieli pauzować za kartki, Gianluigi Lentini wciąż dochodził do siebie po tragicznym wypadku samochodowym, a Jean Pierre Papin leczył kontuzję. Tego ostatniego w składzie z braku alternatyw zastąpić musiał weteran rossonerich, Daniele Massaro.
Capello był zmuszony nie tylko zmienić swoją formację, ale także sposób myślenia. Zniknął sztywny schemat 4-4-2, zastąpiony bardzo elastycznym 4-1-4-1, z Marcelem Desaillym tuż przed niedoświadczoną w tamtym czasie obroną składającą się z Paolo Maldiniego i Christiana Panucciego. Nowe ustawienie bardziej niż odpowiadało Saviceviciowi.
Efekt? Genialny mecz Czarnogórca, który poprowadził Milan do niespodziewanego i szokującego zwycięstwa 4:0 nad Barceloną. Jego występ uznawany jest za jeden z najlepszych i najbardziej inspirujących w historii finałów Pucharu Europy.