Edgar Steven Davids – w historii futbolu było wielu piłkarzy, których podziwiano za umiejętności i odnoszone sukcesy. Są pośród nich też tacy, którzy status idola i legendy zdobywają nie tylko dzięki swoim zdolnościom. Sztuczki techniczne, długie dredy i charakterystyczne okulary – to jego znaki rozpoznawcze. W jego przypadku sprawa jest prosta – albo go kochasz, albo nienawidzisz. Nie ma innej opcji. Człowiek tak charakterystyczny, że zaproszenia do występów w sportowych reklamach wpływały do niego częściej niż sam by sobie tego życzył. Wszystko dzięki zupełnemu przypadkowi i chorobie oczu, która odmieniła jego karierę. Ze względu na swoją nieustępliwość, wytrzymałość i szybkość Louis van Gaal nadał mu przydomek Pitbull. Jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych holenderskich zawodników wszech czasów.
Niedoceniony i nieustępliwy
Urodził się 13 marca 1973 roku w Surinamie, w miejscowości Paramaribo. Gdy miał dwa lata jego rodzina przeprowadziła się do Holandii. Piłki uczył się na ulicy, o czym nigdy nie zapomniał. Profesjonalne treningi zaczął wraz ze starszym bratem Ricardo w młodzieżowym klubie Schellingwoudae. Nie miał oszałamiających warunków fizycznych, przez co, jako dziecko dwukrotnie nie dostał się do szkółki piłkarskiej Ajaxu. Sztuka ta udała mu się dopiero w wieku 12 lat. Włodarze holenderskiego giganta zauważyli go kilka lat później i jako 18-latek, dokładnie 6 września 1991 roku, mógł zadebiutować w Eredivisie.
Młody Davids, kiedy już otrzymał szansę, szybko stał się czołową postacią Ajaxu – co powinno skłonić klub do refleksji. Swoją przygodę rozpoczął jako lewoskrzydłowy. Ta pozycja jednak mocno go ograniczała, zawodnik nie mógł wykazać się pełnią swoich umiejętności. Widząc to, van Gaal postanowił zmienić rolę Davidsa na boisku, kreując go na defensywnego pomocnika. Okazało się to bardzo trafioną decyzją. Młody Edgar znalazł się w swoim żywiole – uwielbiał ostrą walkę o piłkę i ścisk w środku pola. Dzięki swojej nieustępliwości, agresji i woli walki o każdy centymetr boiska zyskał przydomek Pitbull, który towarzyszył mu już do końca jego piłkarskiej kariery. Na nowej pozycji szybko stał się ulubieńcem kibiców. Warto wspomnieć, że w drużynie Godenzonen rodziła się w tym czasie potęga holenderskiej piłki. Edgar miał przyjemność grać w jednym składzie z takimi zawodnikami jak Clarence Seedorf, Edwin van der Sar, Michael Reiziger, czy Patrick Kluivert.
Złoty okres w Ajaxie
Jego kariera nabierała tempa, a zyskiwał na tym także Ajax. Z Pitbullem w składzie Godenzonen w 1992 roku zdobyli Puchar UEFA. Cztery lata od debiutu w klubie Davids sięgnął także po najważniejsze trofeum w Europie – Puchar Ligi Mistrzów. W finale Ajax pokonał Milan Fabio Capello 1:0, po trafieniu Kluiverta w 85 minucie spotkania. Był to niebywały sukces. Podczas swojej przygody w Eredivisie Davids pomógł drużynie zdobyć także trofea na krajowym podwórku, przyczyniając się do zdobycia trzech mistrzostw, dwóch Pucharów Holandii oraz czterech Superpucharów Holandii.
Nadszedł rok 1996, w którym Ajax ponownie znalazł się w finale Ligi Mistrzów, stając do rywalizacji tym razem z innym włoskim gigantem – Juventusem. Niestety dla Davidsa, był to jego najgorszy występ w dotychczasowej karierze. Po zaciętym meczu, na Stadio Olimpico w Rzymie, zakończonym wynikiem 1:1, doszło do rzutów karnych, w których lepsi okazali się Włosi, głównie za sprawą bramkarza Angelo Peruzziego. Davids desygnowany do wykonania rzutu karnego, nie trafił z jedenastu metrów, a jego Ajax musiał przełknąć gorycz porażki. Był to ostatni mecz Edgara w barwach Godenzonen. Łącznie dla drużyny z Amsterdamu rozegrał 182 spotkania, w których zdobył 34 bramki i zaliczył 9 asyst.
Do Turynu przez Mediolan
Jego kolejnym klubem został AC Milan. Niestety po transferze do Mediolanu nic nie układało się tak jak powinno. Niedługo po prezentacji jako nowego pomocnika rossonerich, Davids złamał nogę i długo pauzował, mając problemy z powrotem do sprawności. Gdy był już gotowy do gry często grzał ławkę rezerwowych, nie mając zaufania u trenera. W efekcie jego przygoda z Milanem była bardzo krótka i nieudana. Zakończyła się zaledwie po jednym, niepełnym sezonie, w którym Holender zaliczył 31 spotkań i jedno trafienie. W grudniu 1997 roku przeprowadził się do Juventusu.
Transfer do Starej Damy okazał się najlepszą decyzją jaką mógł podjąć. Jego sytuacja zmieniła się diametralnie. Mając pełne zaufanie Marcello Lippiego i kolegów z drużyny, Davids w pełni rozwinął skrzydła i wypłynął na głębokie wody. Natrafił jednak na kolejny problem w swojej karierze. W 1999 roku lekarze zdiagnozowali u niego jaskrę, która poważnie zagrażała jego oczom. Holender zaryzykował jednak i postanowił kontynuować swoją karierę piłkarską, przywdziewając charakterystyczne okulary. Tym sposobem narodził się wizerunek Edgara Davids, który dobrze znamy.
Zawodnik nie stracił wiary w siebie i stworzył wspaniały duet z Zinedinem Zidanem, który dzielił i rządził w środku pola. Wsparcie dla kreatywnego Francuza nie było jednak lekką pracą. Davids musiał harować za dwóch i wywiązywał się ze swoich obowiązków wyśmienicie, będąc w tamtym okresie bez cienia wątpliwości jednym z najlepszych defensywnych pomocników na świecie.
Uzależniony od futbolu
Edgar wiele trenował, nie tylko z kolegami z drużny, ale także z dziećmi na asfaltowych boiskach. „Chciał grać z dziećmi. Kiedy powiedziałem mu, że codziennie trenujemy i nie możemy zabawiać dzieciaków na ulicy, wykrzyczał mi w twarz: ’zmieniłeś się! Jak możesz zapominać o swoich korzeniach i tym co robiłeś zanim osiągnąłeś to kim jesteś dziś’. Po tych słowach nie miałem wyjścia. Towarzyszyłem mu w tym raz, czy dwa, on jednak robił to bardzo często. Na swój sposób imponował mi. Dawał radość dzieciakom, samemu świetnie się bawiąc. Z drugiej strony to było szalone – po ciężkim treningu grać na asfalcie w towarzystwie dzieciaków. Dzięki temu ćwiczył swoją genialną technikę” – wspominał Zidane.
Podczas gry dla Juventusu niesamowicie się rozwinął, stając się bardzo uniwersalnym środkowym pomocnikiem. Coraz częściej grał z przodu i choć nigdy nie przestał tyrać w defensywie, często można było podziwiać jego błyskotliwość. Edgar w pewnym sensie był uzależniony od futbolu. Zidane opowiadał kiedyś anegdotę o tym jak podczas jednej z kolacji w domu Francuza wykopał piłkę do ogródka, rzucając zaproszenie: „Może zagramy meczyk?”. Zizou utrzymuje, że zripostował Holendra każąc mu iść się leczyć, gdyż jedyne co robiłby w życiu to tylko grał w piłkę, bez chwili wytchnienia. Thierry Henry z kolei wspominał, jakoby Edgar przechowywał piłki w każdym pomieszczeniu swojego domu, żonglując nimi podczas robienia herbaty, czy mycia zębów. Marcelo Lippi nazwał go swoją jednoosobową maszynownią.
Uhonorowany gwiazdą
W Juventusie przez 7 lat rozegrał 235 spotkań zdobywając 10 bramek. Podczas pobytu w Turynie pomógł drużynie zdobyć 3 scudetti, Superpuchar Włoch oraz Puchar Intertoto. Dwukrotnie wystąpił także w finale Ligi Mistrzów, tam jednak Stara Dama musiała uznać wyższość Realu Madryt (1998) oraz Milanu (2003). Przez kibiców bianconerich zapamiętany został jako jeden z najlepszych walczaków w historii klubu. W 2011 roku uhonorowano go jedną z 50 gwiazd, które znajdują się wokół Allianz Stadium. Prawdę mówiąc, przy tej okazji nie obyło się bez kontrowersji, gdyż początkowo zaszczyt ten przypadł Zbigniewowi Bońkowi. Nie spodobało się to jednak kibicom Starej Damy, którzy wyrazili sprzeciw i zażądali głosowania. W zorganizowanym plebiscycie Davids wygrał z miażdżąca przewagą 58% głosów, drugie miejsce Zajął Polak z 5,2% głosów. Podium zamknął Michael Laudrup z wynikiem 4,05%. „Jestem nie tylko zachwycony, ale także zaszczycony, że zostałem wyróżniony przez fanów” – to były pierwsze słowa Holendra, po otrzymaniu nagrody.