Angelo Di Livio – skromny, szczodry i pracowity. Il Soldatino, czyli Mały Żołnierzyk, przez ponad dekadę był jednym z bohaterów Serie A. Do szaleństwa zakochany w dwóch, jakże wrogich sobie klubach: Juventusie i Fiorentinie. Cichy, nielubiący poklasku, ani blasku fleszy. Facet od brudnej roboty, który był niezbędnym elementem w układance Juventusu Marcello Lippiego z lat 90.
Di Livio jest przykładem tego, jak samym poświęceniem i zaangażowaniem można osiągnąć najbardziej prestiżowe cele, będąc przy tym skromnym i pozostając tam, gdzie najbardziej znani mistrzowie – w sercach fanów.
W końcu mówimy o zawodniku, który wygrał trzy scudetti, dwa Puchary Włoch, dwa Superpuchary Włoch, Ligę Mistrzów, Puchar Interkontynentalny i Superpuchar Europy. Niesamowity dorobek, jak na zawodnika, który nigdy nie grał pierwszych skrzypiec.
Smutna proza życia codziennego
Urodził się 26 lipca 1966 roku w Rzymie. Pochodził z typowo robotniczej rodziny. Jego ojciec pracował w fabryce, matka zajmowała się domem i dziećmi, a jego starszy brat pracował na na stacji benzynowej. W ich domu nie wiodło się za dobrze i często doskwierał im brak pieniędzy. Angelo zmuszony był rzucić szkołę po ósmej klasie. Zatrudnił się w sklepie ze sprzętem AGD, a następnie w sklepie obuwniczym. Pracował na dwie zmiany, by zarobić trochę grosza dla rodziny. Wszystko to starał się pogodzić z pasją do piłki nożnej.
„Pochodzę z normalnej robotniczej rodziny. Ojciec, Amerigo, ciężko pracował jako robotnik. Moja mama Antonina robiła wszystko, by utrzymać dom i wychować nas na ludzi. Mieszkaliśmy w Rzymie, w dzielnicy Bufalotta, było trochę ciężko związać koniec z końcem, dlatego postanowiłem wspomóc rodziców i sam nająłem się do pracy. Musiałem jednak poświęcić edukację. Nauczyłem się poczucia poświęcenia i pokory. Wiedziałem, że ciężką pracą osiągnę sukces”.
Młodzieżówka Romy
Swoją piłkarską przygodę rozpoczynał w lokalnej drużynie Polisportiva Bufalotta. W wieku 15 lat trafia do sektora młodzieżowego Romy, w której gra jego idol i legenda Bruno Conti. Przechodzi przez wszystkie szczeble kariery, a kiedy trafia pod skrzydła Romeo Benettiego – trenera Primavery, wygrywa swoje pierwsze trofeum – turniej Viareggio w 1983 roku. Rok później do gabloty wstawia także scudetto.
Młody Di Livio imponował swoim poświęceniem i dobrą techniką. Nie przekonywał jednak pod względem fizycznym. Po kilku spotkaniach, w których znalazł się na ławce rezerwowych pierwszej drużyny za czasów Svena-Görana Erikssona, został wypożyczony, by nabierać doświadczenia w niższych klasach rozgrywkowych.
Ciągłe wypożyczenia
W wieku 19 lat, w sezonie 1985/86, przechodzi tymczasowo do Reggiany, w Serie C1, debiutując wśród zawodowców (13 występów), rok później wyjeżdża na południe, rozgrywając dobry sezon w barwach Noceriny (31 występów i bramka). W sezonie 1987/88 jego karta zawodnicza staje się współwłasnością Romy oraz Perugii, w której razem z innym utalentowanym zawodnikiem – Fabrizio Ravanellim, prowadzi Umbrian do Serie C1, zdobywając mistrzostwo Serie C2. Zaliczywszy 34 występy, w których zdobył 3 bramki, Di Livio liczył, że Roma w końcu da mu szansę. Tak się jednak nie stało. Perugia wykupiła brakującą połowę karty zawodniczej Angelo i Włoch pozostaje w Umbrii na kolejny sezon, tym razem mając na koncie 33 występy i jednego gola.
Punktem zwrotnym w jego karierze był transfer do Calcio Padova, grającej w Serie B. Trafił tam w zimowym oknie transferowym sezonu 1989/90. Występował tam przez 3,5 roku, zapisując na swoim koncie łącznie 13 bramek i 138 występów.
Przyjaźń z Del Piero
To właśnie podczas pobytu w Padwie Di Livio poznał swojego przyjaciela i wschodzący talent włoskiej piłki – Alessandro Del Piero. Panowie zaprzyjaźnili się na dobre, co zaprowadziło ich obu do późniejszej gry w Juventusie.
„Alex był fenomenem, ale przede wszystkim dobrym dzieciakiem. Uprzejmy, skromny i spokojny. W czwartkowych meczach, w których graliśmy z Primaverą, w której występował Del Piero, menedżerowie kazali nam grać na luzie i unikać ostrych wejść. Nie było to łatwe, bo ten dzieciak doprowadzał nas wszystkich do szału. Co chwile dryblował i wręcz ośmieszał nas wszystkich, do czego ciężko było nam się później przyznać”.
„Alex nie miał samochodu, więc często odwoziłem go do pensjonatu, gdzie mieszkał. Pomimo młodego wieku znacznie wyprzedzał swoich rówieśników, nie tylko na boisku, ale i mentalnie. Był bardzo dojrzały, jak na swój wiek. Odnaleźliśmy szybko wspólny język i bardzo dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Ta relacja ugruntowała się, gdy razem trafiliśmy do Turynu”.
Nieoczekiwany transfer do Juventusu
Di Livio do Juventusu trafił dość nieoczekiwanie. Sam kompletnie się tego nie spodziewał, myśląc, że jego czas już przeminął. Miał 27 lat i nie wierzył, że jeszcze przyjdzie mu grać w wyższej klasie rozgrywkowej. Jednak latem 1993 roku do Angelo niespodziewanie zadzwonił telefon, a głos w słuchawce przedstawił mu ofertę gry dla bianconerich.
„Wszystko zaczęło się po towarzyskim meczu Padwy z Juventusem w sierpniu 1993 roku – meczu związanym z transferem Alexa do Juventusu. Inicjatorem całej operacji był Piero Agradi, dyrektor Padovy i przyjaciel Bonipertiego, legendy Juventusu z lat 50. Agradi wiedział, że Trapattoni poszukuje prawego skrzydłowego, więc bez zastanowienia zaproponował go Bonipertiemu, aby ten razem ze szkoleniowcem Juventusu przyjrzeli mi się lepiej. Zagrałem najlepiej jak umiałem, chociaż bez zbędnej przesady. Wygrałem kilka pojedynków z Andreą Fortunato, który później stał się moim współlokatorem w Turynie”.
„To wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Trapattoni mnie polubił, więc kilka dni po towarzyskim spotkaniu pojechałem do Turynu, aby porozmawiać z Bonipertim. Był ze mną Oscar Damiani, mój agent. Boniperti przywitał się i zaprosił nas do swojego biura. Pierwszą rzeczą, którą mi powiedział, było: ‚Pamiętaj, że jeśli skończymy na drugim miejscu, będziemy przegranymi’. Potem odesłał mnie natychmiast do fryzjera – nie podobała mu się moja skandaliczna fryzura w stylu Duran Duran. Po obcięciu wróciłem do jego biura, aby podpisać umowę”.