Adriano

Adriano: Najbardziej zmarnowany talent XXI wieku

Adriano, L’imperatore di Milano – tak go nazywali. W latach swojej świetności był jednym z najlepszych napastników świata. Dobrze zbudowany, zwinny, szybki, posiadający wspaniałą technikę. Był postrachem bramkarzy. Wszystko skończyło się wraz ze śmiercią jego ojca. Piłkarz popadł w ciężką depresję, którą starał się utopić w alkoholu. Został wrakiem człowieka. Oto historia Adriano, geniusza o bardzo wrażliwej psychice.

Tylko ja wiem, ile wycierpiałem po śmierci ojca. Byłem zrozpaczony, popadłem w depresję, odizolowałem się od ludzi. Śmierć mojego taty utworzyła w moim sercu straszliwą pustkę. Czułem się po prostu samotny. Moim najlepszym przyjacielem stał się alkohol. Zniszczyłem sam siebie” – mówił w wywiadzie dla Sport Mediaset. Nigdy nie uporał się do końca z problemami, a z piłkarskiej kariery pozostały tylko wspomnienia. Brazylijczyk 28 maja 2016 roku zawiesił buty na kołku, pozostawiając w sercach kibiców wielki żal po ogromnym i niespełnionym talencie.

Życie na ulicy

Adriano Leite Ribeiro urodził się 17 lutego 1982 roku w Rio de Janeiro. Wychowywał się w jednej z faweli Rio – Vila Cruzeiro. Pochodził z tak biednej rodziny, że przez wiele lat nie miał nawet własnego obuwia, nie przeszkadzało mu to jednak całe dnie razem z kolegami ganiać za czymkolwiek przypominającym piłkę. Ta beztroska kopanina i czas spędzany z kolegami były dla niego jedynym ratunkiem, by nie wpakować się w kłopoty, o które bardzo łatwo w okolicy, gdzie gangsterzy między sobą dokonywali krwawych porachunków.

Od wczesnych lat dziecięcych Adriano miał tylko jedno marzenie – grać w piłkę. Dla niego kariera zawodowego piłkarza była sposobem na zarobienie pieniędzy, zdobycie wielkiego domu i samochodu. To był jego jedyny cel, który sprowadzał się właśnie do tych trzech rzeczy – pieniędzy, ogromnej willi i szybkiego auta. Nad resztą czuwała jego rodzina, która robiła wszystko co w jej mocy, by mały Adriano osiągnął sukces.

Największego wsparcia udzielał mu jego ojciec, Amir, który był prawdziwym idolem dla swojego syna. Adriano podziwiał go za to, że ten nie pakuje się w problemy i uczciwie stara się zarobić na utrzymanie swojej rodziny. Ojciec ponadto dbał, by żaden członek jego rodziny nie trafił pod skrzydła narkotykowych karteli. Był surowy, ale bez reszty oddany rodzinie. Takim na zawsze go zapamiętał. Niewiele brakowało, a Adriano straciłby ojca już w wieku 8 lat. Amir na jego oczach, przypadkowo dostał kulą, którą trafiła go rykoszetem w głowę. Cudem wyszedł z tego żywy. To wydarzenie miało też wielki wpływ na ich nierozerwalną więź.

Flamengo

Amir, gdy doszedł do siebie, obiecał synowi, że dołoży wszelkich starań, by ten mógł urzeczywistnić swoje marzenie o grze w piłkę. Trzeba przyznać, że był bardzo słownym człowiekiem. To dzięki niemu właśnie Adriano w 1997 roku, w wieku 15 lat, trafił do Flamengo. Tam szybko okazało się, że dzięki swoim warunkom fizycznym i niebywałemu talentowi zrobi wielką karierę. W młodzieżowej drużynie rozpoczynał na pozycji obrońcy. W klubie szybko jednak spostrzeżono, że nie będzie drugim Roberto Carlosem, ponieważ nie radzi sobie w defensywie. Powierzono mu zatem nową funkcję – napastnika, który dysponował piekielnie mocnym uderzeniem lewą nogą.

W swoim debiutanckim sezonie w dorosłej drużynie, w wieku zaledwie 18 lat, Adriano zdobył aż 10 bramek. Trenerzy wiedzieli, że drzemie w nim wielki potencjał, by stać się lepszą i mocniejszą wersją Ronaldo. Musiał tylko podszkolić się technicznie, co za cel postawili sobie szkoleniowcy Flamengo.

Transfer do Interu

W 2001 roku po fenomenalnego 19-latka zgłosił się Inter Mediolan. Zdaniem nerazzurrich, taki zawodnik, jak Adriano, rodzi się raz na kilkadziesiąt lat. I trudno było się z nimi w tamtym momencie sprzeczać. Włosi zapłacili za tańczącego z piłką giganta równowartość aż 14 milionów euro, w zamian oddając połowę karty zawodniczej Marcosa André Batisty dos Santosa – bardziej znanego jako Vampeta, który był jednym z transferowych niewypałów w Mediolanie. Na tamte czasy taka kwota za nastolatka robiła ogromne wrażenie. Szkoda tylko, że zarówno kibice, jak i włodarze Interu, bardziej świętowali pozbycie się flopa niż przybycie młodego geniusza.

Swój nieoficjalny debiut w barwach Interu zalicza w spotkaniu przeciwko Realowi Madryt, dając nerazzurim zwycięstwo 2:1, po genialnej bramce z rzutu wolnego.Piłka po jego uderzeniu nabrała prędkości 178 km/h i zatrzepotała w siatce. Właściwie prawie ją zerwała.

Niechciany przez Cupera

Wydawało się, że drzwi do gry w Interze są szeroko otwarte. Debiut w Serie A przeciwko Venezii również pokazuje, że Adriano to talent czystej wody, jednak Héctor Raúl Cúper, ówczesny trener nerazzurrich, nie widzi dla niego miejsca w składzie. Ma do dyspozycji RonaldoVieriego, Recobę i Kallona. Młody Brazylijczyk nie mieści się w jego planach.

Massimo Moratti nie chce pozbywać się nowego zawodnika, nie zamierza jednak marnować go na ławce lub trybunach stadionu. Postanawia wypożyczyć go do Fiorentiny.

Z Mediolanu do Florencji i Parmy

Początek w stolicy Toskanii Adriano ma wyśmienity. Nie ma co się dziwić, w końcu taki talent poradzi sobie wszędzie. Brazylijczyk zaczyna zdobywać bramki jak na zawołanie. Niestety i tam nie do końca mu zaufano. Adriano zdążył jednak wystąpić w 15 spotkaniach i strzelić sześć goli.

Po zakończeniu przygody z Fiorentiną, Brazylijczyk przed sezonem 2002/2003 trafił do Parmy na zasadzie współwłasności – obecnie już martwego przepisu. W ekipie gialloblu stworzył jeden z najlepszych ataków Serie A z innymi byłym zawodnikiem Interu – Adrianem Mutu. Adriano wreszcie otrzymał zaufanie na jakie zasługiwał. W swoim debiutanckim sezonie zdobył 15 bramek w 28 spotkaniach. Torpeda w jego lewej nodze niszczyła wszystko co miała na drodze. Chociaż na krakowską Wisłę w Pucharze UEFA to nie wystarczyło.

Strony: 1 2 3 4

Udostępnij ten tekst:

Powiadom
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze