Jesteśmy dopiero po 2. kolejkach Serie A. Jest za wcześnie, by cokolwiek wyrokować, wyciągać wnioski i mieć prawo do niepokoju, ale mimo wszystko gołym okiem widać, że w Juventusie coś nie działa, a drużyna nie wskoczyła na właściwe tory.
Byłbym szalony, gdybym w tym momencie spisywał cały sezon na straty i twierdził, że to już koniec i można gasić światło. Jest jednak kilka rzeczy, które ewidentnie mnie uwierają w obecnym Juventusie – i nie mówię tu o grze Starej Damy pod wodzą Allegriego, ale ogólnie o długofalowej wizji. Są to dla mnie pewnego rodzaju grzechy klubu, które moim zdaniem, na naszych oczach pogrążają, jeszcze nie tak dawnego, hegemona najwyższej klasy rozgrywkowej we Włoszech…
Polityka transferowa
Coś co było wizytówką Starej Damy, czyli strategia i przemyślana polityka transferowa, na dobre odeszło w siną dal. Wszystko rozpoczęło się od zakończenia współpracy z Beppe Marottą i rozpoczęciem projektu CR7. Do tego czasu Juventus dokonywał większych lub mniejszych, ale w większości trafionych transferów, stawiając na jakość i doświadczenie, posiłkując się również pasującymi do koncepcji zawodnikami z tak zwanych „okazji” na rynku. Oczywiście Marotta nie był idealny, również się mylił, czasem zbyt długo negocjował, nie potrafił właściwie sprzedawać niepotrzebnych zawodników, ale koniec końców, jego praca na pewno się broniła, a również wychodziła na duży plus.
Wszystko posypało się jak domek z kart w momencie ogłoszenia przybycia do Turynu Cristiano Ronaldo, którego pobyt w Turynie, a właściwie projekt pod jego kryptonimem, okazał się całkowitym niewypałem z perspektywy klubu, co moim zdaniem, bardzo dobrze opisał w swoim felietonie Arek Maczuga.
Portugalczyk poprzez założenia klubowe stanął w centrum, co więcej, był za przyzwoleniem zarządu, chyba jedynym w historii, zawodnikiem większym niż klub. To znacznie przyczyniło się do spadku jakości pozostałej części drużyny. Wielkie pieniądze wydane na takiej rangi zawodnika oraz wielki kontrakt, który stworzył kominy płacowe w drużynie Starej Damy, spowodowały, że zarząd nie tylko nie mógł pozwolić sobie na zakup wzmocnień innych formacji, ale również zaczął ściągać zawodników nie pasujących kompletnie do drużyny, rozdając przy tym zaskakująco duże kontrakty. Mówiąc wprost, Juventus nie był gotowy na transfer takiego piłkarza.
Wyjątek stanowiło sprowadzenie Matthijsa de Ligta, który okazał się ostatnim dużym wzmocnieniem Juventusu. Jakby tego było mało, w zarządzie chyba pomyślano, że skoro w drużynie jest ktoś taki jak Ronaldo, drużyna nie potrzebuje już innych wzmocnień i można albo zapomnieć o innych formacjach, albo dorzucać do składu zawodników co najwyżej przeciętnych. Otóż nie, nawet CR7 nie wygra wszystkiego sam. No, może poza słynnym meczem z Atletico. Jeśli nie ma partnerów do gry, nie ma co wymagać cudów, nawet od takiego piłkarza.
Portugalczyka w Starej Damie już nie ma, jednak odbudowa składu może zająć sporo czasu. Obecny stan drużyny, to wiele przeciętności i niepewności w grze, co gorsze, z nieadekwatnymi do gry piłkarzy kontraktami.
Mam oczywiście również świadomość, że na to wszystko nałożyła się również sytuacja finansowa klubu związana z pandemią, która znacznie utrudniła jakiekolwiek ruchy. Irytuje mnie również fakt, że kiedy inne ligi toną, angielska wciąż szasta forsą na lewo i prawo, wydając niebotyczne sumy na dowolnych zawodników, robiąc sobie przy tym Black Friday w Serie A… Cóż…
Brak lidera
W moim odczuciu obecna drużyna nie posiada prawdziwego przywódcy i lidera. To znaczy jest, Giorgio Chiellini. Jednak, jest to ostatni bastion, słynnego i trochę już przebrzmiałego DNA Juventusu. Sam kapitan w tym wypadku jednak nie wystarczy. Poza nim nie ma nikogo, kto mógłby świecić przykładem, wziąć piłkarzy za przysłowiową mordę i ustawić do pionu, zagrzać do walki.
Pozycjonowany na przywódcę nowego rozdziału Starej Damy, w którym nie ma już CR7, jest Paulo Dybala. Uważam, że stawianie Argentyńczyka w roli lidera oraz (vice)kapitana jest kompletnym nieporozumieniem. Dybala jest bardzo dobrym piłkarzem, z przebłyskami geniuszu, jednak mentalnie jest i zawsze będzie w moich oczach dzieciakiem. NIe ma cech przywódczych. Psychicznie nie jest gotowy dzierżyć takiej odpowiedzialności jak opaska kapitańska. Czasem wydaje mi się, że również numer 10 ciąży mu za mocno. I tak jak bardzo szanuje tego piłkarza i mocno mu kibicuje, tak uważam, że powinien trzymać się jak najdalej od kapitańskich atrybutów i żaden z niego lider.
Najgorsze jest to, że nie widzę w zasadzie nikogo kto takim liderem jest – i nie mówię tu o opasce kapitana. De Ligt? W Ajaxie jak najbardziej, tutaj z racji stażu, wieki i przydarzających mu się błędów ciężko go wypozycjonować na jednego z liderów. Chociaż jeśli musiałbym kogoś wybrać, to chyba byłby to jedyny kandydat. Tylko musiałby to pokazać na boisku. Przy założeniu, że Mino Raiola nie będzie chciał uciec z nim w szalupie ratunkowej z tonącego okrętu, którym, na tę chwilę staje się Juventus. Inni zawodnicy przejawiający cechy przywódcze? Moim zdaniem brak.
Allegri zbawiciel
Z całym szacunkiem do tego trenera i jego osiągnięć. Bardzo chciałbym się mylić, jednak w obecnej chwili uważam, że nie będzie on w stanie wyciągnąć Juventusu na prostą. I nie dlatego, że jest złym trenerem, nie dlatego, że brakuje mu umiejętności. Oczywiście, że nie. Natomiast on nie jest cudotwórcą. Bez odpowiednich narzędzi i głębi składu, a przede wszystkim z tak fatalną linia pomocy niewiele jest możliwości.
Zaznaczę tu, że nie mam zamiaru się zakładać i nic odszczekiwać, bo wiem jak wyszedł na tym Piotrek Fila w sprawie Moraty. Chciałbym, żeby Max na koniec sezonu pokazał mi w jak dużym błędzie byłem. Na ten moment jednak, ciężko mi to sobie wyobrazić. I nie chodzi mi tu absolutnie o dwie pierwsze kolejki Serie A. Pozostało jeszcze 36 spotkań do rozegrania. Wszystko jest możliwe. Patrząc jednak na spotkanie z Empoli, zaczynam się zastanawiać co Juventus pokaże w fazie grupowej Ligi Mistrzów…